Nad jeziorem było bosko. Śmiem twierdzić i to nie przesadzając, że moja koleżanka z pracy po raz kolejny zaoferowała mi na tydzień raj. Wykorzystaliśmy ten czas jak najlepiej potrafiliśmy. Codziennie 2-3 razy dziennie chodziliśmy nad jezioro. Małe, piękne, niemal bezludne. Przeważnie byliśmy tam sami. Chłopcy i ja czuliśmy się tam świetnie. Ja wypuszczałam się na środek jeziora. Chłopaki trochę bliżej brzegu pływali wpław, na pontonie, na materacu, chlapali się, walczyli. Jędrek był w siódmym niebie. Nikt nie musiał go zachęcać do wejścia do wody. Początkowo pływał głównie w pontonie lub sam, później również na materacu. Chętnie też nurkował, czym na początku z lekka przeraził ojca swego. Naprawdę świetnie się bawili. A Andrzej dzielnie strzegł naszych smyków i brał udział w walkach (nasz starszy jest niesamowicie waleczny i wszędzie znajdzie pole do walki). Jędrek sam raczej nie walczył, ale przyglądał się, śmiał i najwyraźniej podobały mu się te wygłupy. Poza tym codziennie jeździliśmy rowerami, aczkolwiek z powodu upałów nie w tak długie trasy, jak rok temu, raczej kilka-kilkanaście kilometrów. Jędrek wciąż w siodełku za tatą. Niestety obawiamy się, że za rok ta przyjemność nie będzie już możliwa, bo Jędrek najnormalniej w świecie wyrośnie z fotelika. Wieczorami graliśmy w biznes lub karty. W to jeszcze niewiele mogliśmy Jędrka włączyć aczkolwiek trochę próbowaliśmy. Było super. Zero terapii tradycyjnej, tylko czysto naturalna :) Dobrze nam to wszystkim zrobiło. Zresztą popatrzcie sami.
Chłopaki pływają
Zasłużony odpoczynek
Woda jest fajna
A mój brat kochany
Płyniemy zgodnie gęsiego
Nasz brudny i szczęśliwy Jędrek
A czasem czysty i szczęśliwy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz