Nie, nie piszę o wszystkim. Czasem piszę tylko o jasnej stronie życia. Mój blog nie jest obiektywny. Mimo, że publiczny, to w dużej mierze piszę go dla siebie. Więc piszę to, co chcę.
W środę pani Beata (logopeda) była zachwycona. Że tak dobrze im się pracowało, że mieli z Jędrkiem wspaniały kontakt (jak to pani Beata podsumowała: "Bo my się z Jędrkiem bardzo lubimy" ;), że Jędrek fajnie reagował. Oj, miło jest rodzicowi słuchać takich rzeczy.
Po przedszkolu - dalsza część badania psychologicznego w "Dać Szansę". Jędrek zrobił dużo prób z testu Leitera. Niestety nie jest to do końca miarodajne bo nie robił tego całkowicie samodzielnie. Chciałam pani Marzennie pokazać, że Jędrek potrafi czytać, tak się chciałam może trochę pochwalić, może odkryć przed nią, ale ona mnie chyba nie do końca zrozumiała. Za to ja zrozumiałam, że psychologowi nie chodzi o takie poznanie dziecka. On ma swoje rubryczki, swoje reguły i zasady i w nich ma umieścić dziecko. Poczułam się zawiedziona, choć pani Marzenna jest naprawdę w porządku. A ja mam kolejną nauczkę, by się za bardzo nie odkrywać przed specjalistami. Oni nie mają czasu (może nie tylko), żeby mnie próbować zrozumieć. Być może powiedzieliby mi, że próbują zrozumieć dziecko, a wizja matki niekoniecznie w tym pomaga.
Na hipoterapii w Kresie jest nowa pani, stażystka. Pani Żaneta. Jędrek ją najwyraźniej polubił. Ja też :) Bo widzę jak się stara, jak zagaduje dziecko, jak się nim interesuje, jak próbuje nawiązać kontakt, coś mu zaproponować więcej jak bezwolne jeżdżenie w kółko na koniu.
Dziś na SI, pani Gosia bardzo zadowolona z zajęć. Bo Jędrek wchodził we wszystko, co mu proponowała i dobrze mu szło. Takie zajęcia to miód na moją duszę.
Na basen jeździmy prawie codziennie (w tym tygodniu nie byliśmy tylko w środę i takie same mamy plany na przyszły tydzień). Jędrek pięknie pływa, nurkuje, bawi się. Dziś większość czasu spędził na brodziku i... wciągnął do niego panią Magdę, która źle się czuła i zamierzała nie wchodzić do wody. No ale skoro Jędrek ciągnie... Z panią Magdą też się lubią. Normalnie Don Juan z tego naszego Jędrka ;)
Dziś Jędruś był też z tatą na rowerze. Trenowali jazdę na 2 kółkach. Nie jest to łatwa sprawa, ale myślę, że gdyby tak częściej poćwiczyć, to Jędrek by się nauczył jeździć na rowerze. Tyle, że my nie za bardzo mamy na to czas i siły (na wszystko nie starcza). Niemniej dziś im dobrze szło, tata się ostro nabiegał, Jędrek poczynił postępy w trzymaniu kierownicy bo pedałować zbytnio nie pedałował. Ale co najważniejsze - cieszył się :)
Jędruś zrobił też mi dziś miłą niespodziankę artykulacyjno-komunikacyjną. Przyniósł mi sok i szklankę a gdy spytałam, co chce odpowiedział całkowicie samodzielnie, bez żadnych podpowiedzi: SO-KU. Za drugim zaś razem w takiej samej sytuacji odpowiedział: PI-Ć. Normalnie jest nadzieja, że kiedyś powie mi to bez mojego pytania-nagabywania. I wtedy to będzie dopiero piękne wyjście komunikacyjne :)
W domu pracujemy z dyktafonem, nagrywaniem, słuchaniem przez słuchawki. Jędrek pięknie słucha przez słuchawki. Nagrywam siebie, jego, daję mu to do odsłuchania. Dziś mu się buziak śmiał, gdy tego słuchał :)
Za 2 tygodnie idziemy do szpitala na badania, na neurologię. Jest to związane z tym programem Fundacji Nadzieja i Szansa, w którym uczestniczymy. Obawiając się, że będą tam chcieli zrobić Jędrkowi EEG, jak również mając na względzie biofeedback, w którym ma Jędrek brać udział od sierpnia, pożyczyliśmy specjalny czepek na głowę. Miałam straszne obawy. 2,5 roku temu, gdy próbowano Jędrkowi zrobić EEG w szpitalu, to była masakra. Mam koszmarne wspomnienia. Wolałabym wręcz tego nie pamiętać. Próbowaliśmy (pielęgniarki i ja) włożyć Jędrkowi ten czepek na głowę siłą i go przytrzymać. Walczył jak lew, spasowałyśmy i miałyśmy potworne wyrzuty sumienia, że naraziłyśmy go na coś takiego. Od tamtej pory znam Jędrka trochę lepiej. Wiem, że czasem pewne rzeczy trzeba z nim wywalczyć na siłę. Ale miłe to nie jest ani dla niego ani dla nas. Chcieliśmy z Andrzejem przygotować Jędrka do EEG i biofeedbacku w domu, zakładając mu ten czepek, przyzwyczajając go. Baliśmy się, że będzie walka. Tymczasem wczoraj Jędrek dał sobie to założyć bez większego problemu, aczkolwiek tylko na chwilkę i szczęśliwy nie był (ale walki nie było!). Dziś zaś dał sobie założyć i nosił to prawie pół godziny (aż sama stwierdziłam, że więcej nie trzeba bo skoro nosi, nie zdejmuje, to jest ok). Narodziła się we mnie nadzieja, że może coś wyjdzie z tego EEG i biofeedbacku. Teraz musimy pożyczyć kabelki i zrobić próbę z czepkiem z kabelkami. Kurcze, syn nam dorośleje. Może kiedyś dorośnie do okularów na basenie. Na razie jest bardzo na nie.
Boję się szpitala. Boję się, że Jędrek się "rozdrażni". Ostatnio jest taki spokojny, fajny. Miał co prawda w tym tygodniu niespodziewanie w domu i w przedszkolu jakieś takie "ataki" napięcia i złości, ale w niewielkim stopniu i raczej mu to minęło. Jest słodki i kochany i nawet daje mi spać w nocy :)