niedziela, 12 września 2010

Na ściance

Mamy łagodny spokojny weekend. Coś pięknego. Szkoda tylko, że pogoda nie sprzyja spacerom. Ale wybraliśmy się w sobotę na ściankę wspinaczkową w Galerii Alfa. Najpierw powspinał się Piotrek. Spytałam Jędrka, czy też by chciał. Podszedł do ścianki, a na moje ponowne pytanie wyciągnął ręce do góry. Byłam więc pewna, że chce. Po uzgodnieniu z panem asekurującym, wpięliśmy go w uprząż, pan założył mu kask (co przecież jeszcze jakiś czas temu byłoby nie do pomyślenia) i Jędrek z naszą pomocą trochę się powspinał. Kilka kroków w górę, ale zawsze coś. Przekładanie rąk i nóg w odpowiedniej kolejności, czepiając się ściany, to nie taka łatwa sprawa. Mnie najbardziej w tym wszystkim podobała się ta otwartość Jędrka na nowe czynności, atrakcje. Potem chłopcy chodzili z asekuracją na linie nad ziemią i to było świetne ćwiczenie dla Jędrka (koncentracja uwagi, patrzenie pod nogi, koordynacja ruchu, zachowanie równowagi). A na koniec bujanie się z asekuracją na linie. Jędrek był przeszczęśliwy, zaśmiewał się w głos.
Zamierzamy to dziś powtórzyć.





P.S.

A w niedzielę była ściankowa powtórka, tyle że już jedynie w męskim gronie. W przerwie między wejściami Piotrka także i dziś Jędrek się wspinał asekurowany przez młodą dziewczynę, a ja podpowiadałem mu tylko kolejne chwyty dla nóg i podtrzymywałem trochę za plecy i tak do wysokości jakiś 2 metrów. Potem, znów było chodzenie po linie (dokładniej to po ok. 4 cm szerokości napiętej taśmie) a potem bujanie na linie. Jędrek wyhuśtał się w czasie gdy Piotrek jeszcze się wspinał, a ponieważ dziś chętnych do wspinaczki było trochę więcej jak wczoraj, to musieliśmy trochę poczekać by zwolniła się przestrzeń dla oczekującego na swą kolej Piotrka. I gdy tak z Piotrem sobie czekaliśmy gapiąc się na bardziej doświadczonych wspinaczy, podszedł do mnie Jędrek i zaczął mnie zdecydowanie ciągnąć za rękę. Pomyślałem wpierw, że albo chce mu się pić albo już mu się nudzi, jakież więc było moje zdziwienie gdy pociągnął mnie pod stanowisko, z którego wcześniej się wspinał. A kiedy spytałem: "Co, jeszcze?" to aż się roześmiał od ucha o ucha. Ponieważ był nadal w uprzęży i kasku to stwierdziłem, że grzechu wielkiego nie popełnię jak go wepnę w linę i dam mu samemu spróbować się ze ścianką. No i wprawdzie doszedł niżej, parę chwytów tylko od ziemi, ale zrobił to całkowicie samodzielnie, asekurowany liną tylko przeze mnie. A jaką miał w oczach radość i satysfakcję... chyba nawet podwójną: że się skutecznie dogadał z ojcem, i że mu się udało troszkę powspinać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...