poniedziałek, 26 maja 2014

Wypadek

Wczorajszy wieczór spędziliśmy na pogotowiu. Jędrek się przewrócił i uderzył głową w kant drzwi lub framugę. Niby groźnie nie wyglądało, ale głowa rozcięta, krew się lała. Na pogotowiu zajęto się nami profesjonalnie i bardzo przyjaźnie. Największy problem był z wejściem do gabinetu, Jędrek się zapierał, że nie. Ale jak już wszedł i dał sobie obmyć głowę, to dalej poszło idealnie. Położył się na stole i dał sobie założyć trzy szwy bez piśnięcia! Pan doktor przyznał, że taki dzielny młody pacjent rzadko się trafia. A potem jeszcze pozwolił sobie prześwietlić głowę. I cały czas nosi czepeczek z bandażu (po powrocie do domu chciał zdjąć, ale jakoś dał się przekonać i dziś nawet nie próbował go zdejmować). Wygląda w nim jak krasnoludek w czapeczce.

Całe to wydarzenie dla mnie było i jest bardzo traumatyczne. Podziwiam mojego męża za zachowanie zimnej krwi. To on był cały czas z Jędrkiem i trzymał go za rękę. Ja niby nie panikowałam, ale w gabinecie jeszcze przed zszywaniem - odleciałam (i też się mną profesjonalnie zajęto ;-) Szczerze mówiąc jest mi wstyd i smutno, że żadnego ze mnie pożytku w sytuacjach kryzysowych.

A z męża i z Jędrka jestem bardzo dumna. W życiu bym nie uwierzyła, że Jędrek w takiej sytuacji zachowa się tak spokojnie. Tym bardziej, że ostatnio to nie jest jego najlepszy czas.

a

IMG-20140525-WA0002

3 komentarze:

  1. Przecież odleciałaś dopiero gdy Jędrek miał profesjonalną opiekę. No i cały czas tatę przy sobie. Żaden wstyd.Mi się słabo zrobiło od samego czytania.Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mdleję na widok krwi i też nie ma zbyt dużego ze mnie pożytku w takich sytuacjach. Mąż ratuje wtedy dziecko i mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszyscy byliście bardzo dzielni!!!

    OdpowiedzUsuń

Na skraju... niestety nie lasu

Strasznie dawno tu nie pisałam. Prawie już zapomniałam jak to robić.  Trudny to rok.  Od ubiegłego roku szkolnego Jędrek ma nową panią terap...