wtorek, 3 czerwca 2014

Wczoraj w przychodni Jędrek najpierw nie chciał zdjąć czapki, ale, jak już się na to zdecydował, to usiadł grzecznie na kolana taty i dał sobie powyciągać szwy. Bez najmniejszego piśnięcia.

Bardzo dzielny gatunek mężczyzn mi się trafił. Bo cała moja trójka taka jest.

A w piątek Jędrek był z tatą na Masie Krytycznej, czyli zorganizowanej przejażdżce rowerowej przez miasto (Tour de Białystok ;-) Na koniec był piknik, na który moi chłopcy nie byli niestety przygotowani, nic ze sobą nie mieli. Jak się jednak okazało, gdy tak się kręcili w tłumie, a tata zajmował się np. zdobywaniem rowerowych naklejek na koszulki, Jędrek co nie raz wracał z jakimś żelkiem lub ciasteczkiem. Andrzej zaczął wiec obserwować, jak on to robi, czy przypadkiem nie wydziera innym pożywienia. Ale nie, Jędrek robi to dużo sprytniej. Podchodzi do kogoś mającego coś dobrego i mu się przygląda. A to rzuci okiem na jego torebkę z małym co nie co, a to się pouśmiecha, a to "potańczy" wokół. No i każdy go częstuje :-) Radzi sobie chłopak, z głodu nie zginie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na skraju... niestety nie lasu

Strasznie dawno tu nie pisałam. Prawie już zapomniałam jak to robić.  Trudny to rok.  Od ubiegłego roku szkolnego Jędrek ma nową panią terap...