Dawno dawno temu, gdy jeszcze myślałam, że wyciągnę Jędrka z autyzmu, bardzo potrzebowałam wspierających lektur. Pomocne były wtedy opowieści o tym, jak to jednemu dziecku pomógł pies, innemu konie, a innemu słonie. Ze słoniami żartuję - na taką opowieść nie trafiłam. Po jakim czasu takie lektury zaczęły mnie raczej denerwować, jak wspierać. Jakbym im nie dowierzała. A może zazdrościła, że ktoś znalazł "lek na całe zło", kluczyk do swojego dziecka, a ja nie? Nie wiem, czy moja reakcja spowodowana była tym, że bardziej urealniłam problem i zaczęłam podchodzić sceptycznie do tych historii, tak jak i podchodzę do opowieści miłosnych w stylu Wiśniewskiego (tego od " W sieci"), czy też bolało mnie to, że im się udało, a nam nie. Pewnie po części jedno i drugie. Myślałam sobie zgryźliwie, że czemuż to nikt nie opisze codziennej historii, gdy dziecko autystyczne maże gównem po ścianach, a kiedy indziej się uśmiecha i wcale nie wyrasta ani z jednego ani z drugiego. W tych opowieściach o pokonaniu autyzmu on maże gównem po ścianach tylko jak jest mały, a potem, jak mu koń czy słoń pomoże, to już tylko wiersze pisze.
Mimo takiego mojego podejścia, gdy mi się trafiły, to wypożyczyłam 2 książki o autystach, którym coś pomogło: "Billy. Kot, który ocalił moje dziecko." Louise Booth i "Błysk. Opowieść o wychowaniu, geniuszu i autyzmie." Kristine Barnett. Najpierw, gdzieś w połowie wakacji przeczytałam tą pierwszą. Dobrze, zgrabnie napisana historia i jak ktoś jest na etapie, że potrzebuje optymistycznych historii, to polecam. Mnie jednak nie podniosła na duchu, raczej uruchomiła poczucie winy i złość, że na moje dziecka takiego czaru nie było. Żeby sobie humoru w wakacje nie psuć odłożyłam więc drugą książkę na po wakacjach. No i gdy wakacje mi się kończyły (od tygodnia chodzę do pracy), wróciłam do niej. Najpierw z nastawieniem, że przeżyję podobne emocje (złości, zazdrości, sceptycyzmu), jak przy poprzedniej lekturze (żeby nie było, pozytywne emocje też miałam, nie same złe). I nie powiem, żebym takich nie przeżyła, ale przy tej lekturze pozytywne przeważyły. Kobieta pisze o swoim genialnym dziecku (no i tu nie ma co się porównywać), ale też pisze o odkrywaniu pasji, dobrych stron w każdym dziecku, również w tych niegenialnych, mocniej zaburzonych. I nawet przekonywująca w tym jest. I oczywiście mam żal do siebie i do Pana Boga, że nam się nie udało w Jędrku odkryć i rozwinąć jego pasje, czy zdolności, ale z drugiej strony ta kobieta wydała mi się genialna, jak jej syn. Owszem w innej dziedzinie; on -drugi Eintein, ona - genialna w swojej kreatywności i dążeniu do obranego celu. Ja geniuszem ani nie jestem, ani bym chciała być, więc mogłam poczytać o tym bez złych emocji, a jedynie z podziwem.
Niedawno na moim blogu w komentarzu wspominała o tej książce zresztą EwaM, że zrobiła na niej wrażenie i dała inne spojrzenie na terapie i problem autyzmu. Z mojej strony powiem - warto przeczytać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Na skraju... niestety nie lasu
Strasznie dawno tu nie pisałam. Prawie już zapomniałam jak to robić. Trudny to rok. Od ubiegłego roku szkolnego Jędrek ma nową panią terap...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
-
Kłopoty ze skórą Jędrka trwają. Mimo diety raz jest lepiej raz gorzej. Dziś otrzymaliśmy wyniki badań. Wyszło, że Jędrek ma helikobakter, ch...
-
To będzie bardzo trudna notatka. Notatka podsumowująco-rozliczająca naszą dotychczasową terapię. Czuję się w obowiązku o tym napisać bo wiem...
Wasz syn też ma zadatki na geniusza w jakiejś dziedzinie- może ma słuch muzyczny. Mi słoń nadepnął na uszy i śpiewać nie umiem, nie mam też poczucia rytmu...ma też coś , co go pasjonuje, tylko co?????
OdpowiedzUsuńPolecam "Autyści. Jak odbierają i rozumieją świat".
OdpowiedzUsuńTrafiłem na bloga przypadkiem wyszukując informacji, ale jestem pod dużym wrażeniem tego czego dokonaliście z Jędrzejem. gratuluje
OdpowiedzUsuń