wtorek, 19 października 2010

Fundacje

O tym, że mając dziecko niepełnosprawne można zapisać je do fundacji, dowiedzieliśmy się po 1,5 roku terapii. W samie 2 lata minęły zanim udało nam się uzyskać jakąś sensowną materialną pomoc. Wcześniej borykaliśmy się nie tylko z problemami z tym, by jakoś przeżyć wiadomość, że mamy poważnie chore dziecko (bo o akceptacji tego faktu raczej trudno było mówić), z problemami ze znalezieniem terapii, ale dodatkowo z jej opłaceniem. Na początku na wiele form terapii nie decydowaliśmy się choćby z tego względu, że nie byliśmy w stanie tego wszystkiego opłacić. Zamartwiałam się dodatkowo, skąd wziąć pieniądze na terapię Jędrka. Dlatego trochę byliśmy źli, gdy po 1,5 roku dowiedzieliśmy się, że są sposoby a żaden ośrodek czy terapeuta, do których chodziliśmy nam nie podpowiedział. Niby nie ich problem, nie ich zadanie, a jednak taki początkujący rodzic dziecka niepełnosprawnego potrzebuje m.in. i takiej pomocy-informacji. Dlatego, gdy ostatnio 2 osoby zwróciły się do mnie z zapytaniem o fundacje, postanowiłam napisać o tym notatkę. Nie jestem specjalistką w fundacjach i w pozyskiwaniu funduszy na rehabilitację dziecka, ale mam nadzieję, że mimo wszystko może moje informacje komuś pomogą.
Pewna dziewczyna spytała mnie w mailu, "czy przynależność do jakiegoś
stowarzyszenia czy fundacji w jakiś sposób naprawdę pomaga".  Zdecydowanie może pomóc. Są rożne stowarzyszenia i fundacje. Jedne oferują więcej, inne mniej. My należymy do Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą". Jest to fundacja, która ma bardzo wielu podopiecznych, stąd jej pewne wady (mała ilość osób musi obsłużyć dużą ilość potrzebujących dzieci, stąd wszystko trwa dłużej jak w małych fundacjach, istnieje też większa możliwość pomyłek itd). Zaletą tej fundacji jest to, że nie pobierają żadnych opłat od rodziców, 100% zebranych środków trafia na subkonto dziecka i ma się stały dostęp - podgląd przez internet lub telefon do tego, co się dzieje na subkoncie. My należymy do tej Fundacji 1,5 roku i jesteśmy zadowoleni. Wiem, że są też inne fundacje dla dzieci autystycznych, choćby Silentio. Nie wiem, jak działa, pewnie sprawnie bo to mała fundacja, ale z drugiej strony z tego, co zdołałam u nich wyczytać, to nie refundują kosztów dojazdów (a u nas stanowi to poważny wydatek). Kiedyś też mieli zastrzeżenie, że należąc do nich nie można należeć do innych fundacji. Trzeba pochodzić po stronach, poczytać, poszukać. Być może znajdzie się blisko swojego miejsca zamieszkania jakąś fundacje, która prowadzi subkonta dzieci (bo nie wszystkie to robią). A potem się zapisujemy, czyli wysyłamy odpowiednie dokumenty. W "Zdążyć z Pomocą" wygląda to tak, w Silentio podobnie. Samo zapisanie nic nam nie daje, ale zawsze to pierwszy krok. Potem należy szukać sponsorów, darczyńców. My jak dotąd zbieraliśmy środki na terapię Jędrka głównie prosząc znajomych i nieznajomych o ich 1%. Akcję należy rozpocząć już na początku roku kalendarzowego (więc teraz jest najwyższy czas by się zapisać do fundacji!). Można też pisać apele - prośby o pomoc do firm i osób prywatnych. Mnie jakoś ta forma nie idzie. Chora jestem jak mam to robić, ale może to kwestia przełamania się. Bo na początku każdemu rodzicowi jest ciężko. Nie zapisujemy się do fundacji, bo nam wstyd, bo mamy nadzieję, że damy radę. Niestety koszty leczenia i terapii dziecka niepełnosprawnego są tak ogromne, a pomoc państwowa tak symboliczna, że nie pozostaje nam nic innego, jak prosić ludzi dobrej woli o pomoc.
Są też fundacje, które nie prowadzą subkont dzieci, ale które przekazują środki na ich leczenie czy terapię. Trzeba szukać w internecie, czytać, dzwonić, wysyłać odpowiednie papiery.
Są też fundacje i stowarzyszenia, które nic nie finansują, ale oraganizują dzieciom bezpłatne (lub prawie) zajęcia. Bardzo cenna pomoc. Też do wyszukania i skorzystania lokalnie.
Z mojej strony mogę powiedzieć, że rozumiem rodziców, których to przeraża. Pozyskiwanie środków na terapię dziecka jest rzeczą stresująca. Ale czy mamy inne wyjście?

1 komentarz:

  1. Bo to nie jest kraj dla chorych dzieci. Bo Państwo woli wziąć kasę od lobby farmaceutycznych, które trują dzieci, a nie myśli o tym, że trzeba potem te dzieci, a później dorosłych leczyć, terapeutyzować, wspomagać rentami. Lepiej przecież kasę wydać na leczenie alkoholików i narkomanów (którzy w znakomitej większości wcale nie chcą się leczyć) a terapię dziecka zrzucić na rodziców, bo oni i tak sobie JAKOŚ poradzą. Taka rzeczywistość...

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...