piątek, 21 stycznia 2011

Jędrkowy piątek

Dzień był bardzo fajny. Cały. Rano pobudka, tradycyjnie (ostatnio) ok 5.oo w dobrym humorze. Potem Jędrek pobrykał, pobawił się (kredkami, patyczkami itp) i pojechał z tatą na zajęcia z panią logopedą. U pani Beaty, nie wiem, co dokładnie robił, ale pani była z niego zadowolona. Był bardzo kontaktowy i fajnie współpracował.
Potem prosto do przedszkola bo dziś odwiedzała go w przedszkolu jego przyszła pani ze szkoły na Poleskiej, gdzie Jędrek będzie w 4-osobowej klasie dla dzieci autystycznych. Chciała poobserwować Jędrka w przedszkolu i porozmawiać z Jędrka przedszkolnymi nauczycielkami. Jędrek zaprezentował się ładnie, był grzeczny, bawił się, a na koniec powiedział pani: Do widzenia, pani Agnieszko. Oczywiście sam z siebie nie powiedział, tylko mu nasza aktualna pani Agnieszka (dzieląc na wyrazy) to podszepnęła. Nie wiem, jakie wrażenia miała nasza przyszła pani (też) Agnieszka, ale aktualna była zadowolona. A Grześ, z którym rozmawiałam odbierając Jędrka z przedszkola, powiedział mi mniej więcej tak: "Dziś przyszła do Jędrka pani, ale Jędrek udawał, że jej nie zauważa. Był grzeczny, bawiliśmy się razem". Fajna relacja :) Od aktualnej pani Agnieszki, wiem, że przyszła pani Agnieszka zauważyła i stwierdziła, że Grześ to Jędrka przyjaciel :) Myślę sobie, że nie każde zdrowe dziecko ma przyjaciela (pracuję w szkole, to obserwuję i wiem, jakie problemy potrafią mieć z kolegami zdrowe dzieci), a tu proszę, nasz Jędrek ma przyjaciela. Poradził sobie chłopak albo mu z nieba spadło, ale ma. Znaczy się, w życiu sobie poradzi, nie? Albo mu z nieba spadnie ;)
Po przedszkolu odpoczynek w domu z mizianiem po szyi. Jędrek ostatnio uwielbia jak go całuję i podgryzam w szyję i uszy. Łasi się wtedy jak kotek i się śmieje. W ogóle uwielbia, jak udaje, że go zjem.
A po południu mieliśmy dwa zajęcia: u pani psycholog i z dogoterapeutą. Jechałam sobie z Jędrkiem autobusem, a on był zachwycony, bardzo się cieszył, że jedzie na zajęcia. Był bardzo grzeczny po drodze i w autobusie, trochę tam sobie "hopał" (takie podkrzykiwanie: hop hop hop), podskakiwał, czy wiercił się, ale... odkryłam, że mnie to nie przeszkadza, nie krępuje, że ktoś zauważy, że on zachowuje się inaczej. Czyżbym robiła się coraz odważniejszą mamą autysty, która chce powiedzieć całemu światu: Tak, to jest mój syn. Wspaniały syn. Trochę sobie hopa i podskakuje i to jest bardzo fajne. Może chcecie spróbować, tak jak on? Dlaczego wszystko ma być odmierzone jedną miarką neurotypowych?
Na zajęciach z panią Izą było bardzo dobrze. Cieszę się, że od stycznia możemy mieć z nią zajęcia regularnie raz w tygodniu. To wspaniała terapeutka, psycholog i logopeda. Prowadzi świetne, bardzo urozmaicone zajęcia. Ćwiczyła z Jędrkiem motorykę dużą i małą, i koncentrację, skupianie uwagi, kontakt wzrokowy, czytanie, rozumienie, mówienie, i rysowanie itp itd. Robili nieznaczne przerwy (pani Iza dziś próbowała pracować nawet bez króciutkich przerw między zajęciami, tak jak poprzednio. Zamieniała jednak często zajęcia i miejsca, i sposób pracy). A jak Jędrek? Nie mogę powiedzieć, że wszystko robił pięknie, cudownie itd. bo wtedy te zajęcia nie miałyby sensu, znaczyłoby, że są na nieodpowiednim wręcz poziomie dla niego (takie zajęcia to nie pokazówki, tylko nauka czegoś z czym dziecko ma problem), ale w sumie to robił, co trzeba, z mniejszym lub większym problemem. Trochę mnie wewnętrznie gdzieś co prawda irytuje, gdy widzę, że robi koślawo lub źle coś, co ja doskonale wiem, że potrafi, no ale trudno, na tym min. polega jego problem. Bo Jędruś ma problemy z precyzją ruchów, z tym by np. odkręcić nakrętkę od butelki, a nawet rozwinąć sprytniej zapakowany cukierek.
Na koniec byliśmy u Zosi i Weny i tu Jędrek również był w doskonałym humorze. Tradycyjnie musiał trochę pookupować kanapę, ale miałam wrażenie, że nie był już do niej tak straszliwie przyklejony. Zwłaszcza na koniec, jak się dorwał do zosinych rurek i innych smakołyków. Ależ się dzielnie nimi dzielił z psami. Kawałek rurki Jędrek, kawałek chyba Sonia (drugi pies), kawałek Jędrek. Normalnie to Jędrek aż taka gapa nie jest, zwłaszcza potraf zadbać o swoje jedzenie, a tu najwyraźniej podobało mu się wspólne jedzenie z jednej ręki (no bo nie miski; to może następnym razem ;). To oczywiście takie trochę moje żarty, zajęcia nie polegały bynajmniej na wspólnym jedzeniu z psem. Robiliśmy rożne drobiazgi, np. układanie wyrazów z literek. A że niby Wenę Jędrek uczy, to nawet na to szedł :) Jędrek w ogóle i przede wszystkim, to bardzo lubi być u Zosi, najwyraźniej jest tam mocno zadomowiony. A dziś pięknie poprosił Zosię o wodę. Normalnie pięknie i sam. Ja mu powiedziałam, idź i powiedz: proszę, a on powiedział nie tylko proszę, a jeszcze na pytanie Zosi, co chce odpowiedział, że "wodę". Jakby się tak zastanowić i spróbować określić, do czego my dążymy na dogoterapii z Jędrkiem, to rzekłabym, że na łapaniu kontaktu, oswajaniu z psem, motywowaniu go do jakiejś współpracy. A jeszcze dziś z Zosią ustaliłyśmy, że od następnych zajęć skupimy się bardziej na ćwiczeniu motoryki małej. Bardzo to Jędrkowi potrzebne. Co mu zresztą nie jest potrzebne? Hmm, niby wszystko, a jednak mam wrażenie, że niektóre umiejętności bardziej.
Teraz Jędruś śpi snem zasłużonego, a ja się uśmiecham. Jutro i pojutrze tylko basen oraz praca i zabawa w domu (ano właśnie, dziś Jędrek bawił się wieczorem z babcią w rzucanie piłki! Nie wiem tylko, dla kogo to była zabawa ;) Niemniej coś takiego jakiś czas temu byłoby jeszcze nie do pomyślenia). A w niedzielę wieczorem jedziemy na 2-tygodniowy turnus do Czarnego Lasu. Liczę na to, że podszkolimy tam artykulację, wyraźność wymowy.

2 komentarze:

  1. Cudny ten Jędrkowy (i Mamuśkowy) piątek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. mizianie po szyi+ gryzienie uszek to podstawa:)

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...