sobota, 22 stycznia 2011

Poławiacze pereł

Dzisiejszy dzień był w porównaniu z poprzednimi lajtowy wiec i notatka będzie w wersji light. Jędrek, rzekłbym już standardowo, wstał w okolicach 5, tatę (który teraz pisze te słowa) udało się ściągnąć z łóżka dopiero w granicach 8 (mocny sen, wyćwiczony w czasach studenckich w pociągach i autobusach to podstawa). W sumie jestem wdzięczny żonie, że to ona jeszcze przed świtem obsługuje domowe DVD spełniając filmowe zachcianki syna. A że i ona musi kiedyś odespać to wstając zwolniłem małżonce całe łózko i wziąłem młodego na basen. Fascynuje mnie energia Jędrka, kiedy pełen zapału, w podskokach idzie do samochodu, potem grzecznie siedzi te kilka minut nim przyjedziemy na miejsce, a potem nawet da mi rękę byśmy wspólnie mogli dojść do basenowej szatni.
Dziś nie było ambitnego pływania na dużym basenie, bo te 2-3 długości basenu, które Jędrek pokonał to właściwie nic. Potem uwiesił się koralików rozdzielających tory, a kiedy trochę nachalniej zacząłem go zachęcać do pływania zignorował mnie i odpłynął w kierunku stopni, by opuścić duży basen. Jeszcze do niedawna, a prawie odkąd pamiętam, rozbawiało mnie to jak Jędrek, który pływa na głębokim basenie bez żadnych desek, pływaczków etc. migrując z dużego basenu na mały zawsze musiał chwycić ze dwie deski do pływania, przy czym zazwyczaj wybierał żółte. Następnie wchodził do brodzika i zapominał o desce. Ostatnimi czasy zmienił jednak swe rytuały, ale żeby nie było już tak "normalnie" całkiem, to chwyta plastikowy koszyk pełen zabawek (różnokolorowych gumowych i żelowych piłeczek, foczek, hipopotamów i czego tam jeszcze nie ma) i pierdut... wrzuca całą jego zawartość do brodzika. Bynajmniej nie bawi się potem tymi zabawkami, a tylko czasem wyciągnie sobie parę kółeczek i one absorbują jego uwagę. Niedawno też, jego szczególną uwagę przyciągnął kosz, dość duży ale z wieloma otworami po bokach, przez które szybko nabiera wody i tak ładnie się topi. Czasem fajnie jest też wejść do kosza i poczuć się prawie jak w latającym kufrze. A co może zrobić ojciec, gdy jego dziecko ma tyle ciekawych zajęć na brodziku. Otóż ojciec może sobie siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Zazwyczaj. Postronnemu obserwatorowi może nawet wydać się to dziwne, bo gdy z większością dzieci bawi się razem rodzic, to ja z moją pociechą bywamy często po przekątnej basenu. Jak wkroczę w jego strefę i próbuję się z nim wspólnie bawić, to po chwili młody jest znowu na drugim końcu. Ale znalazłem na to sposób. Udaję rekina :) Trzeba pod wodą podpłynąć do Jędrka i próbować łapać go za kostki u nóg. Wtedy on próbuje pokonać bestię i włazi mi albo na plecy albo przyciska do dna głowę, albo też ucieka, ale wyraźnie wchodząc w tą zabawę i ten podział ról. I nawet potem rozbawiony da się dotknąć i poddaje się gdy chcę go pouczyć pływać na plecach (ostatnio nawet sam próbuje pochylać się do tyłu i kłaść się na wodzie ale zazwyczaj wtedy, gdy wydaje mu się że nikt go nie obserwuje).
A dziś zabawa w "rekina" była wyjątkowo fajna, bo obaj nurkowaliśmy i wykładaliśmy się na dnie niczym płaszczki, patrząc sobie pod wodą w oczyska (nasz autik nigdy nie dał się przekonać do okularków - pływa więc bez) i chyba tak nawet Jędrkowi łatwiej nawiązać kontakt wzrokowy niż podczas zabawy "na lądzie". Tak mnie jakoś nastroiła optymistycznie ta wspólna zabawa z młodym na basenie, że aż dałem się ponieść wyobraźni i pomyślałem sobie, co zrobilibyśmy wygrywając w totka. Otóż, znaleźlibyśmy jakaś małą wyspę lub atol, gdzieś na Malediwach i zostalibyśmy poławiaczami pereł. Fajne gorące marzenia, akurat na chłodny zimowy dzień. I by wszyscy to czytający mogli jeszcze chwilkę dłużej także se pomarzyć załączam do tekstu stosowną ilustrację muzyczną. Gorące tango.



1 komentarz:

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...