piątek, 13 września 2013

Nieciekawe czasy.

Co słychać u Jędrka? Pyta mnie kolejna osoba. Bo nie piszesz.
Przyczyną milczenia jest to, że nic się szczególnego nie dzieje. Istnieje takie wschodnie przekleństwo: "Obyś żył w ciekawych czasach". Nasze aktualne czasy są na szczęście nieciekawe. Jędrek chodzi do Ośrodka grzecznie, wraca zadowolony. Wieści o większych problemach, jak to, że np. nie zjadł zupy do nas nie dochodzą. No dobra, czasem dochodzą, że np. zwinął koleżance kotleta.
W domu jest spokojny, zajmuje się swoimi papierkami, szczoteczkami, sznurkami. Czasem coś zepsuje - porwie, np. okładkę z piotrkowego zeszytu. Zostawić coś przy nim jest wciąż ryzykiem, aczkolwiek mam wrażenie, że mania niszczenia jest trochę mniejsza.
W zasadzie jest grzeczny i miły. Aczkolwiek mieliśmy nie tak dawno jakąś niedzielę, kiedy obudził się zły i był agresywny. Tak jak już dawno nie było. No cóż, tak dla przypomnienia, żebyśmy nie zapomnieli o problemie.
Wdrożyliśmy się i większość zaleconych nam przez doktor Kurczabińską probiotyków itp. już przyjmuje. Czekamy jeszcze na autoszczepionkę (w postaci granulek).
Istotnych zmian w zachowaniu Jędrka oczywiście jeszcze nie zauważyłam. Szczerze mówiąc nie spodziewam się ich zbytnio. Próbujemy, ale bez łudzenia się. Porównywanie Jędrka do innych dzieci (autystycznych bo do zdrowych to już całkiem bez sensu) wciąż wypada deprymująco. Więc staram się tego nie robić. Choćby znaczyło to chowanie głowy w piasek.
Usilnie skupiam się na spokoju i pogodzie ducha. Staram się, staram, ale wiadomo, jak z tym staraniem. Skupiam się na sobie. Czytam, uczę się, marzę. I za bardzo nie wtrącam się w życie mojego dziecka. Skoro pozytywnie nie potrafię, to wolę dać mu swobodę do ewentualnego samodzielnego rozwoju. Jestem przekonana, że w Ośrodku ma właściwą, najlepszą dla niego z możliwych w Białymstoku, opiekę i terapię. Potem jeździmy na konie, na basen, na rowery. A ja w domu jestem tylko mamą. Taką pewnie nie najlepszą, nie najbardziej konsekwentną, nierozgarniętą, nieumiejącą niczego dziecka nauczyć. Tak się czuję czytając o tych super mamach, co dzielnie i cierpliwie wychowują swoje autystyczne dzieci, współpracując z terapeutami albo i same kierując rozwojem dziecka, powoli lub szybciej do przodu. Ja u nas progres widzę w zasadzie tylko po rozmiarze ubrań.
O kurcze, jakoś tak mało optymistycznie mi wyszło. Może w lekturze "Rodziców dzieci z autyzmem" Pisuli, którą rozpoczęłam, znajdę trochę promyków słońca, siły, zrozumienia i akceptacji dla sytuacji i siebie. Jak znajdę, to nie omieszkam was poinformować :-)

5 komentarzy:

  1. hmmm... gdzie te super mamy? Jakoś nie znam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Haniu, ja nigdy nie zaakceptuję choroby córki i nie potrafię zmienić tego stanu rzeczy. Ja jestem maniakalnym poszukiwaczem, a każdy z nas jest inny i wyjątkowy. Zaakceptujmy to. Mamy do tego prawo - nie tylko nasze dzieci, ale także i my. Mamy prawo do gorszych dni i smutków, ale przecież w końcu "po burzy przychodzi słońce". Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki mają dzieci z ałtyzmem swiat iny

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma jednej drogi dla wszystkich. Każdy poszukuje szczęścia na swój sposób ;-) Grunt to być w zgodzie ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz Haniu, ja bym poszła dalej - że każdy ma własną indywidualną drogę do szczęścia - i dla jednych szczęście może być zupełnie czymś innym niż dla drugich. Owocny poszukiwań zatem!

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...