Napisała do mnie zupełnie nieznajoma mi osoba (cytuję fragmenty):
"Witam. Sama nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że mam 39 lat. Z tego, co czytałam Jędrek woli młodsze, ale może
przydam się mamie.(...) Od jakiegoś czasu rozglądam się za miejscem, lub ludźmi, którym mogłabym pomagać. Kończy się
na rozglądaniu... A wiadomo czym jest piekło wybrukowane. Od linku, do linku, trafiłam na pani profil na facebooku. A stamtąd
na bloga. (...) Z początku pomyślałam, widząc wpis o wolontariuszach, że mogłabym czasem pobawić się w coś z Jędrkiem.
Potem zadumałam się nad swoim wiekiem, jak znalazłam odpowiedź studentek resocjalizacji. Potem przeczytałam plan jego zajęć
i już całkiem ręce mi opadły, bo ja dysponuję czasem, gdy moje dzieci są w szkole. Albo po zakończeniu ich zajęć dodatkowych.
Czyli wtedy, gdy w szkole jest Jędrek, a potem idzie na kolejne zajęcia lub pod wieczór.
Ale może mama chce mnie wykorzystać przed południem? Zakupy? Sprzątanie? Coś w urzędzie? Stanie w kolejce po karnet
na basen? Przypilnować, gdy z jakiegoś powodu nie może iść do szkoły? Czytałam, że nie macie rodziny w Białymstoku. Mogę
zostać wieczorem, gdy chcecie w końcu iść do kina na coś dla dorosłych. Wiem, że mogę być pogryziona.
Przepraszam, że to wszystko wiem (rodzina, basen i inne szczegóły), ale to są informacje z bloga, który jest ogólnodostępny.
Miałam wielkie obawy przed napisaniem tego listu, a teraz przed wysłaniem. Bo właściwie okazuje się, że niewiele mam
do zaoferowania. Poza tym może czuć się pani urażona, że przyłazi jakaś, zagląda i jeszcze chce grzebać w mojej lodówce.
Piszę go, bo było o poszukiwaniu wolontariuszy. A ja szukam poszukujących wolontariuszy. I że to właśnie taki strach przed
urażeniem, często jest powodem nie odezwania się w ogóle. Toteż, ze strachem przełamuję strach."
Jako komentarz zacytuję fragment mojej odpowiedzi:
" E., Twój mail, to najpiękniejsza forma pomocy, jaką mi ktokolwiek do tej
pory zaproponował. Tak to odbieram. Owszem były osoby, które
powiedziały, że się będą modlić za Jędrka, a nawet dały na ten cel na
mszę (co mnie kiedyś szalenie zirytowało, teraz zrobiłam się bardziej
bogobojna, wiec pewnie bym inaczej na to spojrzała). Były i bywają
osoby, które pomagają nam finansowo w mniejszym lub większym stopniu, za
co jestem im bardzo wdzięczna. Ale, żeby ktoś oferował mi taką konkretną
pomoc na zasadzie, chcę pomóc, jak tylko mogę, w takiej formie, która
może Ci się przydać, to pierwszy raz mi się trafiło. Mówiąc szczerze
sama kiedyś o tym myślałam, gdy zastanawiałam się, jakiej formy pomocy
ja potrzebuję, jak mógłby pomóc mi zwykły człowiek i jak ja bym mogła
pomóc osobie potrzebującej będąc zwykłym człowiekiem. I właśnie to
przyszło mi do głowy, co ty napisałaś, choć pewnie nie ośmieliłabym się
tego nikomu zaproponować. No bo właśnie jest ten strach przed urażeniem,
o którym piszesz.
E., nie uraziłaś mnie w najmniejszym stopniu. Odebrałam Twoją
propozycję jako prawdziwą konkretną chęć pomocy. Tym piękniejszą, że nie
oferujesz tego, co Ty chcesz, ale takie niewdzięczne robótki, które mnie
mogłyby się przydać. Bardzo mnie to wzruszyło. Inna sprawa, czy będę
miała śmiałość skorzystać. Bo żeby kogoś prosić o sprzątnie, czy
robienie zakupów, to chyba śmiałabym o to prosić tylko własną matkę, ale
którą też już o takie rzeczy prosić zbyt często mi nie wypada. Niemniej bardzo Ci
dziękuję za Twoją propozycję! I przyjmuję z otwartym sercem. Bo wbrew
temu, co napisałaś, bardzo wiele mi zaoferowałaś (nikt nigdy mi takiego
wachlarza pomocy nie zaproponował).
Co do Twojego wieku, to jest wspaniały bo jesteśmy prawie rówieśnicami.
Ja jestem 73 rocznik i Jędrek takie panie też lubi :) "
Podziwiam E. Bo to trzeba mieć wielkie serce i odwagę, by tak myśleć i tak czynić. Wiem z jej maila, że robi ona już piękne rzeczy dla grupki niepełnosprawnych dzieci, do których mam nadzieję Jędrek dołączy. Ale o tym na razie cicho sza, co by nie mieszać - zapeszać.
czytając list E. cisnęły mi się łzy do oczu.... jaka piękna osoba.
OdpowiedzUsuń