czwartek, 5 listopada 2009

Jak potłuczony


Muszę
notować na bieżąco bo już po 2 dniach nie pamiętam, nawet pisząc
tego samego dnia zapominam o różnych istotnych szczegółach. A
chcę mieć takie notatki, ze szczegółami. Bo gdy zaglądam do
tego, co pisałam na temat jakiegoś zachowania Jędrka cztery
miesiące temu, mogę sobie porównać z tym, co jest dziś. Pamięć
jest bardzo ulotna.



Oczywiście
o wszystkim napisać nie sposób. Pomija się nawet rzeczy ważne.
Np. w poniedziałek, zapomniałam napisać, że Jędrek próbował
powtarzać wyrazy bez podpowiadania mu sylabami. On je dzieli na
sylaby, ale nie trzeba mu każdej z osobna powtarzać. I tak np.
udało mu się powtórzyć SA-MO-LO-T ! I to prawie czysto. Ale
generalnie to jesteśmy na etapie prób powtarzania dwusylabowych
wyrazów typu WO-DA, ZI-MA. Coraz częściej mu się udaje.



I
zapomniałam napisać, że na tych poniedziałkowych zajęciach
Jędrek chętnie powtarzał (lub usiłował) po mnie różne wyrazy,
oczywiście głównie sylaba po sylabie. Ale już PA-NI A-SIA
powtórzył wyrazami:)



Dziś
znowu byliśmy na zajęciach w „Dać szansę”, tyle, że tym
razem z panią psycholog. Jędrek zachowywał się tak, jak w
poniedziałek, czyli generalnie najwyraźniej zamierzał przebimbać
te zajęcia patrząc w ścianę. Tyle, że ja nie wytrzymałam,
usiadłam koło niego (pani siedziała naprzeciwko) i go szturchałam
do roboty (najpierw próbowałam go przekupić rodzynkami, owszem na
ich widok przyspieszył, ale niekoniecznie sensownie). No i robił,
niezbyt chętnie, nie zawsze dobrze, ale nie mogłam ścierpieć jego
patrzenia w sufit. Próbował różnych sztuczek, nawet się rozżalił
i rozpłakał. W pewnym momencie się rozzłościł i pokazał to
miną pani Marzennie. Ale mnie to nie wzruszało, szlag mnie
trafiał, że takie łatwe zadania, typu dopasowywanie jedzenia czy
innych elementów do zwierzątek robi, jak potłuczony. No i zrobił
całą układankę, choć częściami; nazywaliśmy też zwierzęta i
niektóre słowa i chętnie powtarzał. Pani psycholog najwyraźniej
zauważyła, że to robi chętnie, że to go wycisza i wykorzystywała
to jego powtarzanie. Zdecydowanie teraz chętniej powtarza, niż coś
podaje czy dopasowuje. Na koniec zajęć jeszcze ćwiczyliśmy
rysowanie i trzymanie kredki, z nakładką na kredkę (dostałam ją
nawet). Jędrek rysował niesamodzielne bo z moim podtrzymywaniem. I
tak to obrysowaliśmy z szablonu zająca i go pokolorowaliśmy.
Starałam się trzymać Jędrka rękę, przyciskać palce do kredki,
ale żeby ciągał w miarę sam. Umęczył się trochę (bo
rysowania nie lubi), ale teraz zając wisi na drzwiach. I to jeszcze
z podpisem: Jędrek. I nie wiem, czy pani psycholog zauważyła, że
gdy podpisywaliśmy to Jędrek ciągnął we właściwą stronę;
jestem przekonana, że to on decydował, że wiedział jaka litera
będzie po jakiej.



Generalnie
to byłam niezadowolona z powodu jego zachowania. Że tak nie chce
współpracować, ze pokazuje całym sobą: nie chcę, nudzi mnie to.
Ale potem w domu przemyślałam to sobie, że to chyba nie jest
kwestia tylko tego, że on nie chce, że go to nudzi, ale dochodzą
jeszcze inne kwestie, trudności. Choćby to, że w domu, przy pracy,
ja siedzę obok. Gdy on odpływa, szturcham go, ponaglam, zmuszam do
pracy. A tu pani siedzi naprzeciw, za stołem. Jędrek ma mniejszą
kontrolę i mniejsze wsparcie. Plus brak motywacji. I przy jego
słabej decyzyjności- klapa. No i teraz pytanie co robić. Ułatwiać
mu i siadać obok, czy stawiać na usamodzielnianie. Muszę następnym
razem porozmawiać o tym z panią psycholog. Bo to fajna babka jest.
Tylka ja dziś, bo długiej przerwie i w sumie krótkiej znajomości
(widziałam ją raptem 2 razy na początku wakacji) nie miałam
ochoty tak o wszystkim jej mówić (oj, niestety, ale trochę się
zraziłam do mówienia wszystkiego terapeutom). Ale tej chyba warto.
Tyle, że ja się też głupio czuję mówiąc: on to wie, to nie
jest problem (intelektualnie), gdy w praktyce robi te banalne zadania
jak potłuczony. A ja mam tłumaczyć, że ja wiem, że on to wie bo
tyle już z nim różnych rzeczy robiłam i wielokrotnie mi pokazał,
że wie itp. itd. Kurcze, mam wrażenie, jakbym musiała rozszyfrować
problemy Jędrka i podać to terapeutom na tacy. A przecież nie
wiem, szukam, błądzę, ale i odkrywam. No i w sumie wielokrotnie
słyszałam, że rodzic zna swoje dziecko najlepiej:)



Patrząc
na jego dzisiejszą pracę, znowu powiedziałam sobie, że w domu
siadamy do stołu. I tak zrobiłam. Nie było protestu (i za każdym
razem pocieszam się, że to już sukces, bo przecież jeszcze w
wakacje zdarzało mu się protestować siadając do stołu).
Wyciągnęłam grę z porami roku. Nazywaliśmy pory roku, chętnie
powtarzał. Pokazywał mi, która plansza to jaka pora roku
(zaskoczył mnie bo on generalnie nie umie pokazywać, a tu robił to
w miarę chętnie, samodzielnie, bez szturchania). Dokładaliśmy
różne elementy do obrazków, nazywaliśmy je. Potem wybierał te
elementy, wkładał do formy (takie dopasowywanie kształtów). No i
robił, i dużo sprawniej i fajniej jak w Dać szansę (aczkolwiek
nie na miarę swoich możliwości). Tylko, że to z mamą, no i nie
do końca samodzielnie. Bo tu mama szturchnie, tam połaskocze itd.
Ale przynajmniej nie patrzył mi w sufit, tylko mniej więcej skupiał
się na zadaniu.



Potem
jeszcze sobie czytaliśmy sylaby z książeczek Cieszyńskiej.
Chciałam by czytał sam, ale raczej musiałam albo mu podpowiedzieć
mimicznie, albo powiedzieć głośno, a on powtarzał. I dobrze wiem,
że problem nie tkwi w tym, że on nie wie, co tam jest napisane. Wie
doskonale i potrafi też już to wymówić. Ale jeszcze ma problem
by to zrobić bez wsparcia (którym jest teraz dla niego usłyszenie
wzorca). Ale na koniec przeczytał mi pięknie całkowicie
samodzielnie: MI i MY i to, gdy było w ciągu sylab, małymi
literkami, a nie że każda sylaba na osobnej stronie, więc byłam
usatysfakcjonowana. A Jędrek ze mną, że mama go chwali.



A
wczoraj rano po raz pierwszy na tak długo ( półtorej godziny)
Jędrek został sam w domu z Piotrkiem. Bałam się, ale musieliśmy
wyjść. Wszystko było ok.



Po
południu moi chłopcy pojechali na zajęcia z wczesnego wspomagania
: z logopedą i z SI. I mimo tego, że Jędrek nie był fizycznie w
najlepszej formie (do przedszkola nie poszedł bo był trochę
podziębiony), wszystko było fajnie. Nie buntował się, nie
złościł, podobało mu się, współpracował całkiem całkiem
(nie chciał tylko dopasowywać napisów do obrazków czy coś w tym
stylu). Więc skoro tam jest ok, to czemu w Dać szansę lata
wzrokiem po sufitach. Z przyzwyczajenia? Ale bardzo mnie cieszy, że
tak fajnie się zachowuje na tym wczesnym wspomaganiu. I chciałabym,
żeby było tak wszędzie:) Bo do dobrego człowiek się szybko
przyzwyczaja. Jak już na jakiś zajęciach dziecko jest zadowolone i
współpracuje, to chciałoby się, żeby tak było na każdych. A
tak dobrze, to nie ma.



Ale
generalnie to obserwuję fajne zmiany w Jędrku, w życiu codziennym
(a to chyba najlepsze). Że np. mówię przynieś kubek, czy podnieś
coś tam i robi to bez pokazywania mu palcem , bez popychania go w
tamtą stronę itd. A to uważam, w jego przypadku, jest coś ważnego
i cennego.



Na
koniec dodam, że dziś Jędruś był z przedszkolem na filharmonii.
Nie wiem, jak było, ale chyba dobrze bo on lubi takie imprezy. A
mnie było przyjemnie patrzeć jak, gdy szli do autobusu, stoi z
koleżanką w parze trzymając się za rączkę !



H.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...