W lipcu spędziliśmy 6 dni na Suwalszczyźnie w Żytkiejmach (fajna nazwa). Byliśmy tam po raz pierwszy. Pogoda nam niezbyt dopisywała, praktycznie codziennie padało, a my jakoś mało byliśmy na to przygotowani. Poza tym okazało się, że rowerami to tam nie za bardzo pojeździmy nie tylko z powodu pogody, ale i znacznych różnic w ukształtowaniu terenu (moja forma nie taka, na jazdę pod górkę to ja się nie za bardzo nadaję). Ale odważnie wybraliśmy się raz na wycieczkę rowerami do mostów w Stańczykach. Fajnie było, ale nas w drodze powrotnej zmoczyło i później już nie za bardzo mieliśmy odwagę na dłuższe wycieczki. Jeździliśmy więc trochę po bliższej okolicy, po Żytkiejmach. A dalej to samochodem, np. na Górę Cisową, nad Jezioro Hańczę albo do tryptyku (czyli granicę trzech państw: Polski, Rosji i Litwy). Kąpać się z powodu pogody nie dało (zimno było). Ale i tak było fajnie. Choć jak nam się samochód popsuł w drodze, w czasie jednej z wycieczek, to mocno mnie to zestresowało. Na szczęście Jędrula był wtedy bardzo grzeczny.
A Suwalszczyzna jest przepiękna. Więc pewnie będziemy tam chcieli wrócić.
czwartek, 16 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I minął kolejny rok
Koniec roku skłania do podsumowań, więc opowiem, co u nas. W lipcu Jędrek skończył 20 lat. Tamten rok szkolny był największym koszmarem w n...
-
Gdy Jędrek był mały, byliśmy na pokazie zorganizowanym przez KTA - francuskiego filmu dokumentalnego "Mam na imię Sabine" nakręc...
-
Koniec roku skłania do podsumowań, więc opowiem, co u nas. W lipcu Jędrek skończył 20 lat. Tamten rok szkolny był największym koszmarem w n...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz