czwartek, 29 października 2009

Tralala


Wczoraj
i przedwczoraj ja dalej dochodziłam do siebie, zajmowałam się
pracą i organizacją naszego dnia codziennego (niewdzięczna i co
śmieszniejsze -wyczerpująca robota; mam dosyć robótek
codziennych, i tego wiecznego planowania - organizowania,
pilnowania). A mój dzielny mąż był wczoraj z Jędrusiem po
przedszkolu najpierw na konikach, a potem na basenie. Na konikach był
Jędrek ostatni raz w tym roku i zakończył akcje "koniki"
protestem. Nie wyjeździł standardowych 30 minut, tylko mniej więcej
w połowie wszczął protest "Ja chce cu-cu". A że Andrzej
cucu nie miał, to wcześniej skończyli. Cóż, można się
pocieszać, że to było i tak o niebo lepsze, jak sławetne pierwsze
zajęcia na konikach w Jurowcach (zakończone kompletną porażką i
traumą mamy i synka).



Na
basenie już było dobrze. Pani instruktorka pochwaliła Jędrka, że
pięknie pływa pieskiem.



A potem
wredni rodzice zabrali dziecko na ... szczepienie. Przygotowałam go
w drodze do przychodni, wytłumaczyłam o co chodzi i ... było
super. Jędrek dostał 2 zastrzyki, (po jednym w każde ramię),
owszem skrzywił się, nawet zamierzał protestować, ale jak tylko
go puściłam i przestałam trzymać wacik (który go chyba bardziej
denerwuje, jak sama szczepionka), a za to dostał kilka cukierków,
to od razu się uspokoił i nie było żadnego problemu. A w
przychodni trzeba przyznać potraktowano nas specjalnie, bez kolejki,
ekspresowo, fachowo itd. Fajnie, dobre choć tyle. Oczywiście
dopytywaliśmy, czy to nie te szkodliwe - podejrzane szczepionki na
rtęci. Z tego, co nam pani mówiła, to Jędrek nie miał żadnej
takiej szczepionki. Nie wiem, nie wiążę autyzmu Jędrka ze
szczepionkami, ale nie chciałabym mu dokładać obciążenia.



Dziś
po przedszkolu, jak to tradycyjnie w czwartki, chłopaki pojechali na
basen i na zajęcia z Weroniki. Na basenie Jędrek fajnie się bawił
z panem Jarkiem. Andrzej mówi, że widać różnicę, jak Jędrek
daje mu się dotykać, jak się w pewnym stopniu poddaje jego
ćwiczeniom. No i raz tak wyrwał do przodu, że aż się pan Jarek
zdziwił, jak go mały pływak dogonił:) Jędrek ma takie „speedy”.



Na
Weronice też było ok. Panie mówiły o postępach dzieci i
powiedziały, że obserwują Jędrka przez cała tą turę zajęć i
widzą dużą pozytywną zmianę. Przede wszystkim Jędrek obserwuje
i w pewnym stopniu naśladuje dzieci!



A po
Weronice, Jędruś wrócił do domu, zjadł to i owo (mały spryciarz
wygrzebał min. ostatniego cukierka z mojej tory) i padł. Nic
dziwnego, dziś w nocy spał chyba tylko do 2.oo. I tak dziw, że dał
radę więc funkcjonować i to w miarę dobrze prawie do 20.00.



Tylko
jutro Asia na zajęciach spyta się mnie, czy ćwiczyliśmy to, co
pani Ela nakazała. A ja pytam, kiedy? Z czego my mamy zrezygnować?
Bo nie wyrabiamy. Ani czasowo, ani fizycznie.



Dziś z
Andrzejem sobie pogadaliśmy o tym, jak to jesteśmy już bardzo
zmęczeni. Jutro czeka nas kolejny męczący dzień, praca,
orzeczenie o niepełnosprawności, jazda i zajęcia w Warszawie,
powrót koło północy. I z niczego zrezygnować nie możemy i nie
chcemy.



Na
koniec chciałam oświadczyć, że mam bardzo dzielnego męża.
Chciałabym wyrazić moje uznanie i podziw dla jego sił. Bo ja w
weekend zamierzam odpocząć w domu, a on prawdopodobnie
pojedzie rąbać drewno do swoich rodziców. Więc nie dziwcie się,
że wciąż nie ma filmików na blogu, które obiecywaliśmy. Nie ma
kiedy.

2 komentarze:

  1. skoro Jędrek wstaje czasami o 2.00 to może warto tą porę dnia przeznaczyć na ćwiczenia? ;D
    żartowałam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za takie żarty - zabijam wzrokiem (i siłą woli). Więc uważaj, mała!
    Od północy do godziny 8.00 moje związki zawodowe zabraniają mi pracować.

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...