Zdarzyło mi się ostatnio w rozmowie (bezpośredniej) z obcą osobą powiedzieć: "Mój syna ma autyzm" i nie mieć ochoty płakać. A jeszcze całkiem niedawno w takiej sytuacji nieodmiennie czułam szczypanie w nosie i miałam łzy w kącikach oczu. Oczywiście jeszcze wcześniej, rok temu albo i później, nie byłam w stanie takiego zdania powiedzieć normalnie, nierozpłakawszy się.
Czyżbym zaczynała godzić się z tym faktem. Może za jakiś czas będę w stanie myśleć i mówić o autyźmie Jędrka, jak kiedyś o alergii Piotrka, czyli jak o pewnej niedogodności, z którą jednakże da się żyć. Normalnie żyć. Ee, chyba to mrzonki.
sobota, 31 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kilka słów wyjaśnienia
Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd. Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...
-
Gdy Jędrek był mały, byliśmy na pokazie zorganizowanym przez KTA - francuskiego filmu dokumentalnego "Mam na imię Sabine" nakręc...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
-
Kiedy chłopcy byli młodsi, może było to nawet przed diagnozą, czytałam im często książeczkę - wierszyk Julian Tuwima o Dżońciu. Śmieliśmy s...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz