niedziela, 3 stycznia 2010

Bardzo udana niedziela


Dziś mieliśmy bardzo udane wyjście
na sanki – ponton. I w końcu całą rodziną. Zaraz po wyjściu
na podwórko, rozpoczęliśmy akcję rękawiczki. No i miałam
rację, że upierałam się, że sama z Jędrkiem nie wyjdę bo
mogłabym nie dać rady. Bo bunt był, ale na szczęście bardzo krótki.
Jak założyliśmy rękawiczki, to już nawet nie trzeba było
trzymać go za ręce. Tylko jechał sankami z miną zbitego psa. Ale
jak sobie pozjeżdżał z górki na sankach i pontonie, to się
rozchmurzył i cieszył, jakby był bez rękawiczek. Raz zdjął
rękawiczki, ale bez problemu dał je sobie założyć. Gdy mu same
spadły, też nie było problemu, współpracował nawet przy
wkładaniu dużego palca w odpowiednią dziurę. Tak że mam
nadzieję, że jutro, gdy będziemy szli do przedszkola też
zaakceptuje rękawiczki.



Fajnie nam się zjeżdżało. Na
pontonie nawet lepiej, wygodniej i bezpieczniej jak na sankach.
Ponton dostałam od koleżanki, polecam! Wystarczy mały, we dwójkę
można na nim spokojnie zjeżdżać.






tata1

tata2

A jeszcze chciałam napisać, że jest
poprawa w reagowaniu Jędrka na polecenia, takie domowe. Otóż np.
Jędrek sam chodzi do łazienki, po drodze zdejmuje majtki i
spodenki, ale po siusianiu wraca bez nich. Teraz czasem wystarczy, że
mówię, idź po majtki i spodnie, idzie sam (bez żadnego
popychania, pokazywania), przynosi i nawet nakłada, aczkolwiek
jeszcze niekoniecznie całkiem samodzielnie, czasem trzeba mu podać
ubranie odpowiednio skierowane, bo próbuje włożyć spodnie przez
nogawki od dołu;)


Obserwuję też fajne relacje między
chłopakami. Piotrek jest bardziej opiekuńczy a zarazem serdeczny
dla Jędrka. Pomaga mu. Próbuje też zawiązywać komitywę z
Jędrkiem przeciwko mnie (to są oczywiście tylko żarty), a Jędrek
aczkolwiek nie wiadomo, czy rozumie o co
chodzi, cieszy się, śmieje.



Mam wrażenie, że idziemy do przodu.
Jestem zadowolona z naszej pracy w domu. Wydaje mi się, że dopiero
w tym trzecim roku pracy zaczęła ona wyglądać tak, jak trzeba.
Pierwsze lata to była ciągła walka i poszukiwanie metody na
Jędrka. I nie to, żebym już znalazła, żebym dalej nie szukała,
ale obecna nasza praca w porównaniu z tym co było przez pierwsze
dwa lata, to rozrywka. Dalej wymaga ciężkiej pracy i odpowiedniej
kondycji psychicznej (spokoju spokoju spokoju), ale teraz się już
tak nie muszę naszarpać i na dodatek jest efekt. Nie wiem, ale
myślę, że w jakiś sposób zaczynamy (wciąż zaczynamy) zbierać
efekty szamotania się, walczenia przez pierwsze dwa lata. Bo to nie
tak, że znalazłam nagle metodę na Jędrka. Owszem zmodyfikowałam
swój system pracy, ale z drugiej strony on do tego dojrzał, dorósł.

4 komentarze:

  1. super! wspaniale czyta się takie bijące optymizmem i radością posty, jestem pewna, że Jędruś będzie dostarczał mnostwo powodów do tego by bylo ich jeszcze więcej!!! Tak sobie pomyslalam... piszesz cos Haniu o Zambrowie (tu wykażę się kompletnym brakiem geografii) czy to daleko od Ciebie? mam tam koleżankę, która zajmuje się dogoterapią.Jakbyś chciała mogę z nią porozmawiac....

    OdpowiedzUsuń
  2. ho, ho, ho... widzę, ze moja żona umie już sama wklejać zdjęcia wkomponowane w tabelkę. Gratulacje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mężu- żonę masz inteligentną. Skopiowałam z jakiejś wcześniejszej notatki, gdzie to zrobiłeś i podmieniłam tylko linki. Trzeba se w życiu radzić;)

    Zośka, Zambrów moje miasto rodzinne leży ok. 70 km od Białegostoku na trasie do Warszawy. Specjalnie jeździć tam na zajęcia nie sposób, ale jadąc z piątkowej terapii w Warszawie, czemu nie. Tak robiliśmy na wiosnę i zamierzamy to wznowić. Już jesteśmy wstępnie umówieni na następną sobotę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super uwielbiam rodzinne wypady :)

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...