niedziela, 21 marca 2010

Dziennik pokładowy - podsumowanie tygodnia

Poniedziałek:
Pierwsze zajęcia z - jak to nazwała Hania - Art-terapii. Forma zajęć trochę zbliżona do zajęć prowadzonych metodą Weroniki Sherborne. Na sali 2 panie prowadzące + ok. 8 par (rodzic+dziecko). Cel: poprzez zajęcia plastyczno-muzyczne poprawić komunikację dziecka z otoczeniem (rodzicem, opiekunem, rówieśnikami). Jędrek ćwiczył całkiem ładnie. A robiliśmy np. takie rzeczy:
a) na wielkim arkuszu papieru odmalowałem flamastrem kontur dziecka i potem Jędrek miał zaznaczyć oczy, usta, nos; dorysować palce a na koniec przykleić karteczkę - podpis - ze swym imieniem. Dłoń syna trzymającą flamaster musiałem trochę kontrolować, ale już np klejem smarował samodzielnie.
b) w rytm uderzeń w bębenek dzieci miały: maszerować, podskakiwać, biec. Przypuszczam, że młody puszczony samopas pewnie by tylko biegał, ale kiedy wykonywaliśmy to ćwiczenie razem trzymając się za ręce najwyraźniej mu się podobało.
c) samoloty - kiedy gra muzyka dzieci z rozłożonymi rękoma biegają po sali, gdy zapadnie cisza "samoloty lądują" w swych kółkach hula-hop. Mój samolot o dziwo całkiem dzielnie trafiał do bazy na czas :)

dopisane w czwartek 25.03.
Zmiana kapitana. Kilka dni temu Andrzej zaczął pisać nową notatkę. Miało być dumnie i rozłożyście - podsumowanie tygodnia. Ale ostatnio coś nam ciężko idzie pisanie, więc na podsumowaniu jednych zajęć się skończyło. A i to bez peunty. Więc zakończenie dodam ja. Otóż najważniejsze, że było ok. Nowe zajęcia. Bałam się, że może być ból i nerw, a tymczasem po zajęciach dostałam od Andrzeja sms: "No, muszę syna pochwalić. Ćwiczył ładnie na tych nowych zajęciach". Ufff. Co nowe to nowe, nigdy nie wiadomo jak będzie. Na starych to przynajmniej wiemy, czego się spodziewać mniej więcej. Generalnie panie terapeutki Jędrka chwalą, czasem bywają nawet zachwycone (niektóre zajęcia z SI).
Jedyne zajęcia, ktore wciąż mamy "nieopanowane" to w sumie też nowe zajęcia z dogoterapii. Jędrek protestuje, marudzi, próbuje wymuszać cukierki. Ale nic to, razem z Zosią i psami (bo wczoraj Jędrek miał nowego psa - Wenę) damy radę. Jędrek po prostu potrzebuje więcej czasu, by się przełamać. Psów to on się raczej nie boi, jak do niego podchodzą, to je sam głaszcze, pod warunkiem, że mu nikt nie każe;) No właśnie, najgorsze jest, że ktoś coś od niego chce, czegoś wymaga, coś mu każe. I to jest nowe, nieoswojone, nieprzełamane. Wczoraj było to widać doskonale. Marudził, ciężko go było zmobilizować do czegokolwiek, pupa go swędziała,wszystko było nie tak. A po słowie: KONIEC (które ochoczo sam powtórzył bez mojej pomocy) - humor mu się od razu poprawił. I kolejne kilkanaście minut, gdy to sobie siedzieliśmy oczekując na Andrzeja, nic mu nie przeszkadzało, ani pupa, ani pies, ani Zosia, ani ja. Był wolny:)
Z ostatnich ważniejszych spraw: walczymy z cukierkami. Jędrek bowiem zaczął wymuszać słodycze na różnych zajęciach + nocno-poranne awantury + ciągłe domaganie się cukierków. No i ma szlaban na cukierki od kilku dni. Wciąż próbuje się o nie upominać, ale już rzadziej i krócej. Poza tym wykańcza mnie nocami. O której by nie zasnął , czy o 19 czy 22.oo to budzi się 4-5 rano. Wymiękam. Bywają takie dni, że nerw mi puszcza. Bo to, że on się budzi, to dla niego oznacza również, że budzi się mama. I ma ciągle wstawać, i to z nim iść do kuchni, to włączyć bajkę, to wyciągnąć coś spod łóżka. Próbowałam z tym walczyć, ale po 2-3 tygodniach walki efekt jest mizerny. Poległam na całym froncie. Może brak mi cierpliwości i konsekwencji, ale o 4.oo rano to litości! Jedyne rozwiązanie jakie widzę obecnie, to że przestawię się na jego tryb życia-spania. Wrr, tak samo realne, jak przestawienie Jędrka;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...