wtorek, 12 października 2010

Książki

Do mojej autystycznej biblioteczki doszły ostatnio dwie pozycje (książek przeczytanych, niekoniecznie posiadanych).
Niedawno przeczytałam książkę „Materia Autyzmu” autorstwa Judith Bluestone. Fachową recenzję tej książki można przeczytać na stronie Fundacji Rozwiązać Autyzm. Fundacja ta propaguje metodę HANDLE, której twórczynią jest właśnie Judith Bluestone, dorosła osoba z autyzmem, jednocześnie naukowiec i terapeuta. Niefachowo podsumuję to tak, że zajmuje się ona bardziej stroną neurologiczno-sensoryczną (takie trochę inne SI). Duży nacisk kładzie na pozytywne łagodne wzmacnianie, "odstresowanie" autysty. Jako, że sama jest autystką, ma bardzo duże zrozumienie dla autystycznych dziwnych niezrozumiałych i nieakceptowalnych przez większość zachowań, potrafi je wytłumaczyć, podać bardzo racjonalne powody. Stworzyła też metodę, właśnie HANDLE, która za pomocą prostych, łatwych do wykonania w domu ćwiczeń, pomaga autystom. Przykłady są oczywiście olśniewające. Ja tylko sie obawiam, czy a/ takie są, bo Judith jest autystką i ma szczególny dar docierania do autystów b/ jak to jest realizowane u nas w Polsce? Skoro te ćwiczenia są takie proste, tzn. że żeby przynosiły efekt musi być naprawdę dobrze postawiona diagnoza i dobrane ćwiczenia - program pracy. Mimo obaw na tyle nas metoda zainteresowała, że 30 października Andrzej jedzie na I z cyklu kurs dotyczący metody Handle. Zobaczymy.
O drugiej książce, którą właśnie przeczytałam dość głośno ostatnio na autystycznych blogach. Chodzi o "Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cudu" Ruperta Isaacson. Ojciec, dziennikarz, podróżnik i koniarz, zabiera swojego prawie 6-letniego autystę do Mongolii, krainy koni i szamanów. Historia nie do powtórzenia przez większość z nas. Nie jest też naiwnym prostym przykładem tzw. cudu. Dla mnie jest przykładem na to, że każde dziecko i każdy rodzic ma swoją drogę do cudu i wierzę gorąco, że ten cud, mniejszy lub większy, następuje. Czytając tą książkę byłam częściowo przerażona, częściowo pocieszona, porównując Jędrka do Rowana. Z jednej strony mały Rowan miał straszne ataki złości i robił równo w majty (z czym w przypadku Jędrka problemów nie mam bo złości się i owszem, ale nie tak strasznie i zazwyczaj niepublicznie; a co do kupy to kontroluje to bardzo, więc oszczędzono mi "alarmy bombowe", jak je nazwał tata Rowana), z drugiej strony Rowan już na wstępie rokował dobrze, bo jednak coś mówił, bawił się itd. Jędrek jest łatwiejszy w byciu razem, w opanowaniu go, ale też niestety bardziej "drewniany", "nieruchomy".
Oczywiście czytając te książki, ciągle po głowie chodziła mi myśl: A jaki jest sposób na Jędrka? Którędy droga do niego? Czy kiedykolwiek ją znajdziemy?

2 komentarze:

  1. Witaj ;) Super ciekawy blog, i też Jędrek jest bardzo ciekawą osobistością ;) Bardzo zainteresował mnie twój blog i dodaję linka tego bloga na swoim :) Jak chcesz to możesz w wolnej chwli luknąć na mojego: www.mandrynka.bloog.pl Pracowałam z dzieckiem autystycznym, tylko że Daniel nie mówił, tylko posługiwał się obrazkami gdy chciał zakomunikować swoją potrzebę. Życzę wytrwałości i siły w realizacji planów i wszsytkiego najlepszego. Pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, dziękuję. Luknęłam do Ciebie na chwilę na razie tylko i widzę, że tez jesteś ciekawą osobowością:))) Cieszę się, że piszesz. Mam nadzieję, że wkrótce znajdę trochę czasu, żeby poczytać.

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...