poniedziałek, 11 października 2010

Kolejne dni

Minął kolejny tydzień, a ja, mimo, że sobie obiecywałam pisać krócej ale częściej, nie zdążyłam tego zrobić. Więc pewnie znowu wiele rzeczy i wrażeń umknie mojej pamięci. Z drugiej strony trudno pisać o wszystkim, notować każdy szczegół.
W tamtym tygodniu Jędrek miał pierwsze zajęcia po wakacjach z dogoterapii. Śmieliśmy się, że widać było, że najbardziej to się stęsknił za Zosi ... kanapą. Wenę głaskał od niechcenia, najchętniej wtedy, gdy mu tego nie proponowaliśmy. Uczył też ją liczyć do chyba 8 i aczkolwiek w pewnym momencie miał tego dośc i trochę się denerwował, to generalnie, mam wrażenie, że taka konwencja, że to Jędrek ma czegoś nauczyć psa i pies mu jest wdzięczny bo się dzięki niemu naje, zdaje egzamin.
Były też pierwsze zajęcia z panią pedagog z wczesnego wspomagania. Pani Marta, sympatyczna osoba, nad wyraz cierpliwie na nas czekała, gdy spóźniliśmy się prawie pół godziny na zajęcia (korki przerosły nasze wyobrażenie).  Jędrek nie był zachwycony zadaniami, które go czekały, ale jakoś to robił. Najbardziej mu się podobało rysowanie mazakami. W Jędrka wykonaniu są to bazgrołki, pionowe kreski (z poziomą już był problem), ale fajnie, że wykazywał w ogóle jakieś zainteresowanie zadaniem.
W sobotę mieliśmy drugie zajęcia z panią psycholog z wczesnego wspomagania. Jędrek był rozdrażniony, ale pani Iza fenomenalnie nad nim zapanowała. W ogóle podziwiamy jej styl pracy, różnorodność zadań, panowanie nad dzieckiem, pozytywny kontakt z nim. Szkoda, że nie możemy mieć z nią więcej zajęć.
Na basenie Jędrek dalej ignoruje pana Jarka, jedynie w szatni go radośnie zauważa. Na basenie zaś nie daje spokoju pani Magdzie:) Naprasza się z każdej strony. Jak na Jędrka to objaw wyjątkowej sympatii.
W sobotę z własnej winy pokłóciłam się z Jędrkiem. Gdzieś mi siadła cierpliwość, burknęłam, wrzasnęłam, dziecko się rozbeczało. Okazało się, że najlepszym lekiem na nerwy było wyjście z domu, spacer po podwórku.
W weekend miałam doła, jak już dawno nie. Napadło mnie zniechęcenie, smutek jakiś dziwny, aż do fizycznego bólu. Ale przechodzi. Muszę jeszcze tylko coś zrobić z nerwami.
Chłopaki w tym tygodniu na turnusie. Ja załatwiam, organizuję, dzwonię, przesuwam (bo jednak załapaliśmy się na zajęcia z art-terapii w poradni, terapeuta zgodził się litościwie dać nam szansę:) Nasz napięty kalendarz mnie już czasem przerasta. Czasem się zastanawiam po co się tak szarpiemy, czy to ma sens i przełożenie na efekt. Z drugiej trudno nie robić, jak najwięcej człowiek może.
Ostatnio pracując z Jędrkiem w domu (choć przyznaję, że robimy to rzadko; jakieś 2 razy w tygodniu?) odkryłam-stwierdziłam, że ten fąfel zna alfabet, dodaje i odejmuje w zakresie do 100, porównuje liczby bez problemów. I z czym problem? Z motywacją i koncentracją. By chciał to robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...