Dzisiejszy dzień nie przyniósł jakiś ekscytujących wrażeń, aczkolwiek trudno odmówić mu bezbarwności. Humor Jędrka układał się w strefie stanów średnich i wynosił: w przedszkolu - lekko zbuntowany; na basenie - radosny; na art-terapii - akceptujący rzeczywistość po otrzymaniu cukierka, którego z całą swą determinacją się domagał.
Z racji tego, że Jędrkowy tata dalej zmaga się z pozostałościami grypy, to uczestniczył na basenie tylko biernie, z brzegu przyglądając się temu co ten mały smyk wyprawia. A trochę się działo. Okazało się, że niska temperatura odstraszyła dziś sporo amatorów sportów wodnych (a raczej ich rodziców) i Jędrek był jedynym dzieckiem na dużym basenie. Wskoczył raźno do wody, przepłynął ponad pół długości basenu po czym uwiesił się koralików oddzielających nasz zarezerwowany tor i nijak go było perswazją słowną stamtąd ściągnąć. Nie pozostawił więc wyboru i nasza basenowa terapeutka, pani Halina, przyszła z brodzika, gdzie pluskało się z mamą drugie dziecko i zaczęła prowokować Jędrka do pływania. Oj, skutecznie go sprowokowała. Wpierw Jędrek próbował ze dwa razy pouciekać jej w poprzek basenu przepływając na kolejne tory pod koralikami a potem z radością na twarzy uciekał dość szybko z jednego końca w drugi. Kiedy dopływał do drabinki i myślałem, że schematycznie wyjdzie i pobiegnie na brodzik, to on skręcił w moją stronę i próbował mnie wepchać do wody bym się też z nimi bawił. To, że tata był w ubraniu widać nie sprawiało mu większego problemu. W zamian zaproponowaliśmy mu, że może poskacze z brzegu do basenu. Czasem to wprawdzie robił już wcześniej, ale zawsze zdecydowanie trzeba było go pchnąć by skoczył, a dziś wystarczyło go już tylko dotknąć a na skok (oczywiście na nogi) sam się praktycznie decydował. Poszliśmy więc za ciosem i Pani Halina zaproponowała, że może Jędrek chce także poskakać ze słupka. No czemu nie, pomyślał pewnie Jędrek. I choć trochę strach go obleciał gdy już stał na górze, to przy lekkiej pomocy taty dał susa do wody i tak mu się to podobało, że wypłynąwszy znowu wychodził na brzeg i chciał byśmy weszli na słupek ponownie, co przećwiczyliśmy jeszcze parokrotnie. Fajne było to, że Jędrek dawał się wciągnąć w nowe rzeczy, a jest zazwyczaj bardzo zachowawczy w wielu kwestiach.
Art-terapia rozpoczęła się od złości Jędrka jeszcze przed wejściem na salę. Na szczęście Pani Agnieszka wyczarowała skądś cukierka i bunt został zażegnany. Potem syn był już grzeczny, siadał ładnie po turecku i nawet w miarę wykazywał zainteresowanie tym co się dzieje na zajęciach. Kiedy dostał marakasa to nawet w miarę ładnie wystukiwał nim rytm (przypuszczam, że gdyby jednak dostał ze 3-4 marakasy to pewnie biegałby z nimi po sali). A przy zabawie masą solną, gdy w rozwałkowanym placku trzeba było ołówkiem porobić dziurki, Jędrek robił to z niespotykanym wręcz zaangażowaniem i skupieniem, a potem przyglądał się z zaciekawieniem każdej wykonanej przez siebie dziurce.
Trochę nieprzypadkowo pisze tu o takich drobiazgach. W pełnym schematów i rytuałów życiu autika każdy taki nowy drobiazg cieszy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Na skraju... niestety nie lasu
Strasznie dawno tu nie pisałam. Prawie już zapomniałam jak to robić. Trudny to rok. Od ubiegłego roku szkolnego Jędrek ma nową panią terap...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
-
Kłopoty ze skórą Jędrka trwają. Mimo diety raz jest lepiej raz gorzej. Dziś otrzymaliśmy wyniki badań. Wyszło, że Jędrek ma helikobakter, ch...
-
To będzie bardzo trudna notatka. Notatka podsumowująco-rozliczająca naszą dotychczasową terapię. Czuję się w obowiązku o tym napisać bo wiem...
Zdrówka tacie życzę ;) Pewnie ma pan rację, każda drobnostka cieszy, szczególnie gdy postępy widać u takich dzieci jak Jędrek :) Powodzenia!!!
OdpowiedzUsuń