środa, 9 stycznia 2013

A teraz pogrożę paluszkiem;)

Dla rodziców dzieci niepełnosprawnych mam dużo tolerancji. Staram się ich nie oceniać przede wszystkim. Że coś robią źle, za mało, za dużo, że nie tak postępują itd. Już dawno zrozumiałam, że tu nie ma jednej drogi i że każdy jest inny i postępuje jak mu jego osobowość i jego życie pozwala.
Ale jest coś, za co jestem na nich zła, co mnie wkurza. Wkurza mnie, gdy nie szanują zajęć bezpłatnych, czy dofinansowanych, które często z trudem udało się im zdobyć. Że nie chodzą, ich sprawa, ale że nie zadzwonią, nie zwolnią miejsca, gdy się zdecydują, że już chodzić nie będą, na to mojej tolerancji nie ma. Bo przecież inni mogliby skorzystać (niedoświadczonemu rodzicowi bardzo ciężko jest znaleźć i zdobyć takie zajęcia, często słyszy - nie ma miejsc). I mogę się tylko łudzić, ze takich sytuacji jest niewiele, że w większości nie chodzą, ale zamierzają.
Inna rzecz, która mnie nie wkurza, ale zniechęca, to brak współpracy. Niechęć do przekazywania informacji innym rodzicom. Ja rozumiem, że nie dzielą się swoją wiedzą, póki sami nie zapiszą swojego dziecka na zajęcia, na których ich bardzo zależy. To może nieszlachetne, ale logiczne. Ale, że nie podzielą się informacją, gdy mogą...
Na początku naszej drogi odczuwaliśmy dotkliwy brak informacji, gdzie - co. Wszelkie informacje to były takie zdobyte przypadkiem, cudem, bo nie ma instytucji, która by się tym zajmowała. Dlatego, jak już zaczęliśmy sobie radzić w tym buszu, to założyliśmy z mężem forum rodziców autystycznych, takie lokalne, białostockie - pierwsze takie miejsce u nas. Forum to, jak na nasze lokalne warunki nawet się rozwijało. W tej chwili ma prawie 140 zarejestrowanych uczestników (a można czytać i bez rejestracji). Problem tylko w tym, że osoby, które się udzielały na forum, dzieliły informacjami można by policzyć na placach u jednej ręki. więc po jakimś czasie nas to wkurzyło. Bo nie można tylko cały czas brać i nic od siebie nie dawać. Dlatego przestaliśmy udzielać się na forum i praktycznie jest ono obecnie martwe. Nie żałuję, że je założyliśmy i administrowaliśmy. Wielu osobom pomogło, ale w pewnym momencie sobkostwo rodziców nas zniechęciło.
Drugi przykład dziś. Dostałam informację od koleżanki, że będzie zabawa karnawałowa dla dzieci należących do Fundacji "Zdążyć z Pomocą". Pomyślałam sobie, że gdyby mi o tym koleżanka nie napisała, to bym nie wiedziała bo nie podczytuję tamtejszych ogłoszeń. I miałam odruch podzielenia się. Wysłałam sms'y do rodziców, których mam telefony i którzy być może mogliby skorzystać. Pomyślałam sobie, że to może i fajna forma przekazywania szybko informacji i że czemu nie miałabym tego robić stale. Ile dostałam odpowiedzi na 10 sms'ów? Odpowiedzi typu: "dziękuję", albo "nie dotyczy to mnie, ale dzięki". No ile? Jeden. Od osoby, którą najmniej znam. No więcej, to ja się już przed szereg nie wyrwę. Jak ktoś poprosi, to się informacją chętnie podzielę, ale tak to nie. Ja jeszcze nie jestem na tym etapie, by jedna ręka nie wiedziała co robi druga ;) Potrzebuję słowa dziękuję by mieć motywację coś takiego robić.
Dzięki, Elu, że są osoby, które potrafią się dzielić informacją! :) Którym się chce.

1 komentarz:

  1. ~Ela,mama Bartka24 stycznia 2013 17:38

    hehe Haniu,dopiero teraz przeczytałam Twój wpis....ja tam taka jestem ze jak wiem to informuję....a ze jeden napisze sms a drugi nie...cóz ...kazdy ma inną kulturę osobistą...w kazdym bądz razie jak cos wiesz na temat terapii czy innych "wynalazków" ja jestem chetna na wiadomośc...może sie przyda.

    OdpowiedzUsuń

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...