czwartek, 8 kwietnia 2010

To i owo

Dostałam maila od znajomej. Dobrych parę lat się nie widziałyśmy, znałyśmy się zresztą tylko pobieżnie. Jako, że miałam ją w swojej książce adresowej wysłałam do niej mail o 1 %. Napisała z dobrym słowem i propozycją pomocy, że jakbyśmy potrzebowali noclegu w Krakowie, to zaprasza. Jakiś czas temu koleżanka z Warszawy, z którą kontakt mam rzadki, ale uważam ją za rodzaj przyjaciółki, napisała mi, że jeśli tylko będziemy potrzebować, to możemy liczyć na nocleg u niej i transport po Warszawie. Takie formy pomocy, spontaniczne propozycje pomocy wzruszają mnie dogłębnie. Kochane, dziękuję.
To zresztą tylko przykłady. Jakbym miała wymieniać wszystkich, od których otrzymaliśmy pomoc pod różną postacią, to dnia by zabrakło, a i to bałabym się, że kogoś ominęłam. Dziękuję Wam, ludziska kochane :)
I za te słowa dobre, słowa uznania i podziwu. Hmm, nie to, żebym jakaś skromna chciała być, ale z tym uznaniem dla naszych działań i zmagań, to czuję się, jakby chodziło o rodzaj pomyłki. My robimy, co potrafimy i możemy. Czasem jest to trochę męczące, ale naprawdę to nic takiego. Więc nie przesadzajcie bo takie słowa zobowiązują i się jeszcze kompleksów nabawimy próbując im sprostać. Jedna koleżanka napisała mi, że jestem jej prywatną bohaterką. Ubawiła mnie bardzo. A więc to tak wygląda bohaterstwo? Bohaterka Hanka już drugi dzień puszcza chłopaków samych na zajęcia bo sił nie ma, bo głowa ociężała (nie wiem, czy to przez te noce? Czy też mała poranna jędrkowa awantura potrafi mnie tak załatwić na cały dzień?). Sił nie mam, energii nie mam, ale optymizm mam. Tyle, że bezsilny ;)
Wczoraj chłopaki pojechali na zajęcia do pani logopedy i na dogoterapię. Myślałam, że to będzie kompletna porażka. Jędrek nie spał od 2.30, ja byłam padnięta i myślałam sobie: Jeju, jeśli on jest w takiej formie jak ja, to nie zdziwię się, jeśli te zajęcia będą jedną wielką klapą. No ale umówione - jadą (nie sposób przewidzieć, kiedy kto w jakim stanie będzie). A tymczasem pani logopeda pochwaliła, że Jędrek ładnie współpracował. A Zosia z zachwytu aż do mnie zadzwoniła. Że takiego fajnego Jędrka na dogoterapii to jeszcze nie było, że widać, było, że czerpie przyjemność z zajęć, że reagował, naśladował pieska (leżenie, chodzenie na czworakach, wyciąganie łap itd). Normalnie serce roście słysząc. Może jakiś przełom nastąpił, koniec buntu Jędrka na dogoterapii? Zaczynamy okres powolnej współpracy?
A dziś z basenu musieliśmy zrezygnować bo Jędrek kaszle. Czy ja się chwaliłam jakiś czas temu, że Jędrek rzadko choruje, że to nienormalne itd? No to mam normalność. Nie wiem, czy zaczął częściej chorować, czy ja uważniejsza, bardziej wyczulona. No ale nie poślę kaszlącego na basen. Ale na zajęcia z panią psycholog pojechali.
W kwietniu w planach codziennie mamy po 2 zajęcia po przedszkolu. Tylko w sobotę przeważnie tylko basen. Za to w niedzielę też nam doszedł basen. I fajnie, bo przy tym, jak co nie raz coś wypada, czy Jędrek choruje, to dobrze, jak jest więcej możliwości.
Generalnie Jędruś idzie małymi kroczkami do przodu. Chętniej współpracuje, słucha poleceń. Takich na odległość typu: zapal-zgaś światło. Zanieś klocek i włóż do układanki (na drugim końcu pokoju). I bardzo chce bym się z nim bawiła. Tyle, że nasze zabawy są strasznie ograniczone. Polega to głównie na łaskotaniu go w brzuch albo noszeniu na barana. Z noszeniem na barana nawet chętnie odpowiada na pytanie: Co chcesz? On: na ba-ra-na (nieznacznie mu podpowiadam). No fajnie jest, tylko męczą mnie jego awantury o coś, czego nie rozumiem. Może chce mi coś powiedzieć? Choć czasem się boję, że on sobie wyrobił jakiś rodzaj stereotypii, że przy mamie się awanturuje (a jak mama wyszła, to jest ok; tak było dziś rano).
Ma ktoś trochę energii do użyczenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...