niedziela, 16 maja 2010

Pieszo w stronę Słońca

Jest tyle spraw, które mnie smucą i o których nie piszę. Nie mam siły, nie potrafię, nie chcę. Myślę, że warto pisać, o tym, co cieszy, co jest pozytywne. Choćby takie drobiazgi, że gdy dziś Jędrek był na balkonie i wypadły mu patyczaki (klocki), to przyszedł do mnie, pociągnął na balkon i pokazał ręką w dół.
W ogóle jest troszkę komunikatywniejszy. Zauważyła to również pani Gosia na Si (a ona mimo tego, że jest kobietą bardzo sympatyczną, pocieszających dyrdymałek nie opowiada). Powiedziała, że ma wrażenie, że łatwiej teraz z Jędrkiem o kontakt. No tak. Rok temu takie zajęcia z SI, na których Jędrek cały czas ćwiczy, daje się prowadzić, cieszy się z zajęć, były dla nas nie do pomyślenia. Fakt, że w ogóle nie mieliśmy zajęć z SI. Niestety. Do wielu rzeczy dochodzimy późno. Bo robimy to sami, bo nie mamy przewodnika, bo nie wszystko się da.
Co jeszcze z postępów? Naszych małych drobnych kroczków (mam wrażenie, że dano nam za zadanie dojść pieszo do Słońca). Jędrek słucha mnie i je kanapki w kuchni. Fakt, że muszę mu to przypominać, ale wystarczy, że zawołam, powiem, żeby jadł kanapkę w kuchni, słucha się.  Kiedyś to bym se mogła powołać. Teraz przyjedzie, gdy go wołam z innego pomieszczenia.
Wczoraj i dziś udało też mi się wcisnąć mu zupę. Nie chciał, a gdy Jędrek nie chce, to raczej ciężka sprawa. Ale stanowczo powiedziałam, że ma zjeść  tak, jak w przedszkolu i udało się. Trochę próbował się wymigać, ale dało radę wcisnąć. W przedszkolu je podobno nawet kanapki z dżemem. W domu wciąż króluje majonez, ale pocieszam się, że mu się w końcu znudzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kilka słów wyjaśnienia

 Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd.  Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...