Trzeci rok terapii był bardzo obfity w zajęcia.
Przede wszystkim kontynuowaliśmy naszą główną terapię metodą
Wianeckiej, Metodą Krakowską u Asi w Warszawie. Przez cały rok od
września do maja jeździliśmy regularnie do Warszawy w piątki,
przeważnie na 2 zajęcia po 1,5 h. Niektóre piątki nam wypadały,
ale bywało, że jeździliśmy i dwa razy w tygodniu. Nie było łatwo
spędzać po 6 godzin w samochodzie, ale zawsze uważaliśmy, że było
warto. Asia ćwiczyła z Jędrkiem głównie artykulację. W moich
zeszytach z zajęć widzę informacje: wrzesień: powtarzanie
prostych wyrazów (waga, lata, kawa itd) sylabami, z podpowiedzią
mimiczną, niektóre głoski robione manualnie. Potem doszły
zmiękczenia (bia, mia, niu itd), głoski h, s, z. Na wiosnę 2010
ćwiczył zbitki spółgłosek, wyrazy typ: zmywa, śpiewa, konewka,
tablica. W czerwcu mieliśmy przerwę, gdyż Asia zmieniła sobie
organizację pracy. Od lipca 2010 prowadzi wraz z mężem turnusy
rehabilitacyjno-edukacyjne w Czarnym Lesie. Latem w wakacje
spędziliśmy z Jędrkiem 3 i pół tygodnia na tych turnusach.
Jędrek z Asią zaczął czytać na głos proste teksty, odpowiadać
na pytania do tekstów, układać zdania z wyrazów. Znacznie poszedł
do przodu w samodzielnym wykonywaniu różnych zdań
edukacyjno-językowych. Wprowadziliśmy ćwiczenia słuchowe,
zaczęliśmy nagrywać materiał na dyktafon i słuchać go przez
słuchawki. To co udało się osiągnąć przez ten rok: całkowicie
samodzielne powtarzanie wyrazów, pierwsze czytanie na głos
(momentami samodzielne), lepsza współpraca przy wykonywaniu zadań
edukacyjnych, samodzielne ich wykonywanie u Asi. Wyraźnie też
widziałam dużą motywację Jędrka do artykulacji.
W czasie tego roku byliśmy na 3 konsultacjach-zajęciach u pani Eli
Wianeckiej, wytyczała nam nowe ścieżki, dawała nowe pomysły i
propozycje pracy. Traktowałam to raczej jako podpowiedzi dla naszej
terapeutki i dopiero ostatnio odważyłam się z panią Elą
normalnie rozmawiać, mówić o moich wątpliwościach,
spostrzeżeniach itd. Wcześniej traktowałam ją raczej jako guru,
którego się słucha, ale z którym się nie dyskutuje. Chyba
niesłusznie bo pani Ela wydaje mi osobą otwartą na dyskusje i
spostrzeżenia rodzica. To, co w niej lubię, to to, że ona się
zastanawia, szuka ścieżek, a nie ma jeden schemat (choć oczywiście
swoje zdanie i pewien styl pracy ma).
Chciałam dodać jeszcze, że w naszej warszawsko-krakowskiej pracy doszły nowe
elementy, formy terapii, w związku z udziałem w turnusach. Przede
wszystkim w wakacje mieliśmy zajęcia z Szymonem, fizjoterapeutą.
Były to głównie masaże logopedyczne i inne formy terapii
wspomagające rozwój psycho-fizyczny.
Oprócz terapii wyjazdowej, kontynuowaliśmy również terapię w
Białymstoku. "Dać szansę" początkowo zaproponowało nam
kilka zajęć z pedagogiem i psychologiem po czym dość szybko się z
tego wycofało. Okazało się, że od nowego roku całkowicie
zrezygnowali z terapii dzieci autystycznych. Także z żalem
pożegnaliśmy się z naszą pierwszą terapeutką, panią Asią z
"Dać Szansę" i z panią psycholog Marzenną, której zajęcia, jak
miałam nadzieję miały szansę wnieść coś nowego i ważnego dla
naszej terapii. Z panią Marzenną się całkowicie na szczęście
nie pożegnaliśmy. W czerwcu spotkaliśmy się z nią kilka razy
celem przeprowadzenia kolejnego co rocznego badania psychologicznego.
W tym badaniu można przeczytać rzeczy, które mnie martwią, ale i
takie które cieszą.
Przez cały rok kontynuowaliśmy terapię w KTA. Otrzymaliśmy 21 godzin (z
czego 20 dofinansowywanych, czyli jakieś jedne zajęcia na 2
tygodnie) terapii indywidualnej z panią Ulą od integracji
sensorycznej i byliśmy z tych zajęć bardzo zadowoleni. Żałuję,
że dopiero w trzecim roku daliśmy Jędrkowi takie przyjemne dla
niego zajęcia. W KTA mieliśmy też prawie przez cały rok zajęcia
grupowe metodą Weroniki Sherborne (załapaliśmy się na kolejne
dwie serie). Był to nasz drugi rok z Weroniką i widzieliśmy
wyraźny postęp w Jędrka zachowaniu na zajęciach, w jego
uczestnictwie. Wiosną 2010 zaczęliśmy też chodzić na grupowe
zajęcia plastyczno-ruchowe, zwane przez nas art-terapią. Na tych
zajęciach było trudniej, Jędrek był tam z tych gorzej
funkcjonujących autystów, niemówiących, drewnianych manualnie,
ale my się tak łatwo nie zniechęcamy i korzystaliśmy, na ile się
dało.
We wrześniu włączyliśmy również do naszej terapii zajęcia z
wczesnego wspomagania, realizowane przez panie ze szkoły specjalnej
na Rzemieślniczej: logopedę panią Beatą, panią Gosię od
integracji SI i panią Kamilę - psychologa. Byliśmy zachwyceni. Po
pierwsze tym, że nasz syn bardzo polubił to miejsce i szedł na
zajęcia zawsze chętnie i w podskokach. Złapał też bardzo dobry
kontakt emocjonalny z paniami (lub też panie z nim). Zaczynaliśmy
od 5 godzin miesięcznie, potem szybko mieliśmy 8 a potem jeszcze
dokupywaliśmy czasem więcej. Trudno mi mówić o efektach tej pracy,
to były raczej "lajtowe" zajęcia. To, na co stawiałam w
nich, to na łapanie kontaktu, na to by Jędrek polubił jakieś
zajęcia, by się poddawał terapeucie, choć przy prostych zadaniach
i myślę, że to udało się osiągnąć. Myślę,
że to był pewien sukces. Jędrek w ubiegłym roku przekonał się,
że są miejsca, są zajęcia, które on lubi, gdzie jest mu dobrze i
gdzie się nie buntuje (prawie!).
W
ubiegłym roku dołączyliśmy Jędrkowi regularne miłe zajęcia –
basen. Na początku ze stowarzyszenia START, potem doszły wyjścia
na basen z Towarzystwa Walki z Kalectwem i wyjścia na basen w Hotelu
Gołębiewskim (sponsorowane przez osobę prywatną). Zaczynaliśmy
od 3 wyjść tygodniowo we wrześniu, ale z czasem zwiększaliśmy i
bywały tygodnie, że byliśmy nawet 6 razy w tygodniu na basenie.
160 wyjść w ciągu roku. Jędrek był z wodą oswojony, ale nie
oczekiwaliśmy, że już po miesiącu częstszego chodzenia na basen
będzie samodzielnie pływał. No i nie myśleliśmy, że basen
będzie aż tak bardzo trafioną formą zajęć dla Jędrka. A
okazało się, że z niego jest mała foka (albo duża rybka;)
Jesienią
2009 kończyliśmy nasz pierwszy sezon z końmi w Kresie (z
Towarzystwa Walki z Kalectwem), co kontynuowaliśmy potem wiosną
2010 w Kresie i latem z Fundacją Nadzieja i Szansa, gdzie Jędrek
miał naprawdę fantastyczne zajęcia z hipoterapii.
Z
Fundacji Nadzieja i Szansa mieliśmy latem nie tylko zajęcia z
hipoterapii, ale również kilkanaście godzin z pedagogiem, panią
Asią (mamy wyraźne szczęście do terapeutek o tym imieniu) i z biofeedbacku.
Udało się nam zrobić Jędrkowi nawet EEG, co było
dla nas ogromnym wyzwaniem i co zostanie w naszych wspomnieniach na
długo. To, że udało się nie tylko zrobić EEG, ale prowadzić z
Jędrkiem zajęcia z biofeedbacku było dla nas kolejnym ważnym
krokiem do przodu.
W
lutym 2010 rozpoczęliśmy z Jędrkiem regularne zajęcia z
dogoterapii z Zosią. Nie było łatwo. Teoretycznie nie było źle,
Jędrek nie buntował się na tych zajęciach widowiskowo, choć raczej
marnie współpracował. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że dla
niego te zajęcia też były ciężką barierą do pokonania. Ale
warto było. Widzę to teraz.
Z
istotnych zajęć to tyle. Próbowaliśmy jeszcze mieć zajęcia z
kinezjoterapii w Ośrodku Amicus Fundacji Dzieciom" Zdążyć z
Pomocą", ale niestety udało nam się dostać tylko na dwa
(próbowaliśmy je dopasować do naszych warszawskich wyjazdów, co
łatwe nie było, więc musieliśmy z tego pomysłu zrezygnować).
Przez
cały rok Jędrek chodził też do przedszkola i bardzo dobrze
wspominam ten rok. Współpraca z panią Agnieszką układała się
dobrze. Jędruś kontynuował w przedszkolu chodzenie na zajęcia z
gimnastyki korekcyjnej. Był też pięciokrotnie z przedszkolem w
filharmonii, co bardzo lubi.
My
też staraliśmy się brać go w różne miejsca: do teatru
(„Żołnierzyk” w Białostockim Teatrze Lalek, wyjście we czworo,
"Królewna na szczudłach" - Teatr Arkadia
przedstawienie połączone z zabawami, również we czworo) i "Ogród
tysiąca piwonii" w Domu Kultury Zachęta), do kina (był aż 10 razy w ciągu roku, w
dużym stopniu dzięki biletom od mojej siostry!). Byliśmy w cyrku, był
na kilku choinkach, piknikach, kilka razy w centrum zabaw (choć ostatnio
doszłam do wniosku, że już z tej atrakcji moi chłopcy wyrośli).
Generalnie
położyliśmy duży nacisk na to, by Jędrek w tym roku miał nie
tylko ciężką pracę, ale również miłe, atrakcyjne i przyjemne
dla niego zajęcia. Ważne też dla nas były wakacyjne rodzinne
wyjazdy nad morze i nad jeziora.
Przez
cały rok kontynuowałam też moją pracę w domu z Jędrkiem,
aczkolwiek znacznie ją zmodyfikowałam. Przede wszystkim
postanowiłam nie pracować wbrew sobie i w miarę możliwości nie
wbrew Jędrkowi. Odpuszczałam sobie, gdy nie byłam w formie, gdy
Jędrek był mocno nie w formie, gdy byliśmy zmęczeni. Siłą rzeczy
pracowaliśmy rzadziej, niż w poprzednich latach (średnio pewnie co
drugi a czasem i trzeci dzień). Ale też nie wiem, czy w zamian
jakość naszej pracy nie była dużo lepsza ponieważ generalnie
byłam z naszej pracy zadowolona. Udało mi się osiągnąć to, że
Jędrek pracował ze mną dość chętnie. Latem 2010 dostrzegłam
znaczny postęp w samodzielnym wykonywaniu zadań, bez wspomagania. I
znaczne postępy artykulacyjne.
Myślę,
że to był dobry rok, terapeutycznie i rodzinnie. Wprowadziliśmy
Jędrkowi wiele nowych form terapii, zajęć. Jędrek poszedł do
przodu w różnych dziedzinach. Więc kontynuujemy ...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kilka słów wyjaśnienia
Kochani Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia i próby pomocy - rady itd. Wiem, że KAŻDY piszący pomyślał o nas ciepło i chciał, jak najlepi...
-
Gdy Jędrek był mały, byliśmy na pokazie zorganizowanym przez KTA - francuskiego filmu dokumentalnego "Mam na imię Sabine" nakręc...
-
Cytat: mama_blanki w Dzisiaj o 12:56:29 nie wiem, skąd takie niedowierzanie w niektórych wypowiedziach, [...] tylko trzeba z dzieckiem s...
-
Kiedy chłopcy byli młodsi, może było to nawet przed diagnozą, czytałam im często książeczkę - wierszyk Julian Tuwima o Dżońciu. Śmieliśmy s...
Jest chyba coś w co warto zaiwestować: iPad.
OdpowiedzUsuńMój wnuczek (prawie 3 lata, jeszcze nie zdiagnozowany, ale jest autikiem) dostał iPada i gry edukacyjne. Zaczał robić ogromne postępy.
Proszę się nad tym zastanowić.
Poczytałam Twój tekst z prostym zaciekawieniem, jak bardzo rodzice starają się pomóc...fajny ten wasz Jędruś i nie wiadomo dlaczego taki (kiedyś się dowiecie). Widzę oczyma wyobraźni jak mu ciężko, ale także czuję, że on wie, że robicie dla niego wiele. Sama jestem na etapie, że wychowałam dziecko zdrowe (pewien smutek zdrowotny był) i teraz odczuwam smutek, że fizycznie nie jestem już potrzebna, tak namacalnie.Trzymam kciuki za deszczowego Jędrusia!Jest kochany.
OdpowiedzUsuńJesteście super i na pewno wam się uda. Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuń